Wampir i milionerka: Moc siedemnastu

Mijając ludzi na ulicy często zastanawiam się czy, aby na pewno są tacy jak ja. Nie chodzi tutaj o cechy charakteru czy chociażby wygląd, ale o coś więcej. O gatunek. Co stałoby się gdyby na ulicę wyszły potwory, z wyglądu przypominające nas, ludzi!
Przybyszu! Zawitałeś właśnie na bloga z opowiadaniami pod tytułem "Wampir i milionerka: Moc siedemnastu". Mam nadzieję, że spodoba Ci historia wymyślona przez mnie i zostaniesz tu na dłużej.
Nastoletnia Lydia wiedzie pełne skrywanego bólu życie. Naciskana przez matkę tyrankę dostaje najlepsze stopnie i wyżywa się na biedniejszych rówieśnikach. Lydia pochodzi z bogatego domu i choć niczego materialnego jej nie brakuje, to nie zaznała nigdy matczynej miłości. Nadopiekuńczy ojciec spełnia każde zachcianki swojej najstarszej córki. Jedyną radością jej życia są ciągłe imprezy i otaczanie się wianuszkiem przyjaciół. Wszystko zmienia się gdy Lydia odkrywa swój życiowy cel. Od tej pory już nic nie jest takie jak kiedyś… Zapraszam do zagłębienia się w jej historię!

23 lipca 2016

(Nie) Będę tego żałować



OD AUTORKI:

Kochani bardzo, ale to bardzo  Was przepraszam, za te 10 miesięcy zwłoki. Jak to śmiesznie brzmi. Tylko 10 miesięcy musieliście czekać na kolejne opowiadania z serii Wampir i Milionerka. Nie chcę dawać obietnic bez pokrycia, ale ta ma coś czego na razie nie mogę zdradzić. Będą kolejne opowiadania! I jedno jest pewne, nie będziecie musieli na nie czekać tyle co na te poniżej. W czasie gdy nie pisałam, a raczej nie publikowałam natknęłam się na pewien cytat, który jak najbardziej jest na miejscu!  Ponadto, jeśli więcej piszesz niż czytasz, to jesteś zakałą w świecie literatury i mam nadzieję, że gdy kiedykolwiek ktoś opublikuje Twoje wątpliwej wartości dzieło, nikt go nie przeczyta.” Nie będę przedłużać, czytajcie! I jeszcze raz przepraszam!
PS.1 Jak za chwilkę zobaczycie opowiadanie krótsze niż te które publikowałam wcześniej, ale najważniejsze jest to co kryje się między słowami. Gorąco zapraszam do czytania!
PS.2. Piosenka, która została wykorzystana w opowiadaniu to  7 Years - Lukas Graham




Lydia siedziała jak na szpilkach przed domem na ławce czekając na umówionego z nią Josepha Smitha. Choć do spotkania miało dojść dopiero za pół godziny nastolatka postanowiła wyczekiwać nieznajomego patrząc na liście drzew i muskające ją promienie słońca. Dziewczyna biła się z myślami i żałowała, że w tak okrutny sposób potraktowała zupełnie obcego jej mężczyznę. CO STANIE SIĘ GDY ON NIE PRZYJDZIE? Co chwilę zadawała sobie to pytanie. W końcu jej obawy zostały rozwiane. Zabójczo przystojny brunet podjechał pod jej dom. Nastolatka jak na zawołane wstała z ławki i ruszyła w kierunku czarnego samochodu. Brunet uśmiechnął się na widok Lydii i opuścił szybę, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się odsłoniętym nogom dziewiętnastolatki.

- Gdyby nie to, że jesteś mi potrzebny dostałyśmy od mnie w twarz – powiedziała ostrzegawczym głosem Lydia gdy umościła się wygodnie na przednim siedzeniu samochodu.
- Może od razu ustalimy po co się spotykamy i kilka innych dość ważnych rzeczy. To, że w tym twoim ziemskim życiu jesteś ważną osóbką, nie oznacza, że będziesz tak samo traktowana tam gdzie jedziemy.
- Słucham? Chyba nie chciałeś tego powiedzieć.
Lydia spojrzała na niego, zdezorientowana.
- Chciałem i tu jest różnica między nami. Ja mówię co chcę, a ty to na co ci pozwolę.
- Jesteś śmieszny. Nie będziesz mi rozkazywał – powiedziała po czym zaczęła szukać klamki.
- Uspokój się i nie przerywaj mi złotko – odpowiedział oburzony, po czym wcisnął pedał gazu, co spowodowało że oboje zostali wbici w siedzenia.- Nie mam czasu na przekrzykiwanie się z byle świerzakiem.
- Złotko. Świerzakiem. Chyba sobie kpisz. Co tu jest grane?
- Jeżeli będziesz mi przerywać, to uwierz ale na pewno się niczego nie dowiesz.
- Wygrałeś. – Przez chwilę w samochodzie panowała cisza. - Nie będę ci przerywać, o ile będziesz mówił coś sensownego
- Zawsze wygrywam złotko – spojrzał na Lydię z rozbawieniem. - Odkąd wstąpiłaś w nasze szeregi mogę się do ciebie zwracać jak chcę, a to że jesteś taką ładna dziewczyną daje ci ksywę złotko. Skojarzyło mi się z twoimi blond loczkami, które jak mniemam niedługo stracisz.
- Słucham? – Lydia przerwała Josephowi zdecydowanym tonem.
- Miałaś mi nie przerywać, jaka była umowa – zauważył cierpko po czym cicho odchrząknął. - Najpierw obiecujesz, a później od tak sobie łamiesz dane słowo.
Ręce Lydii świerzbiły, aby pokazać nicponiowi kto jest górą, ale w ostatniej chwili powstrzymała napad agresji. Głęboko zaczerpnęła powietrze, w którym unosił się zapach męskich perfum. Odwróciła twarz, aby po raz kolejny nie stracić panowania nad sobą. Oparła głowę o chłoną szybę i zamknęła oczy. Silny charakter wziął górę, nastolatka spojrzała na chłopaka i wykrzyczała mu prosto w twarz.
- Uwierz, jeśli nie zaczniesz mówić o czymś pożytecznym to własnoręcznie cię uduszę.
- Jaka odważna – prychnął. - Powiem ci coś w sekrecie, mnie nie da się udusić. Widzisz te zęby? – powiedział po czym otworzył usta na tyle, aby dziewczyna mogła zobaczyć dwa połyskujące kły.
-Sadzisz, że wystraszysz mnie plastikowymi zębami, nie jestem z tych dziewczyn, które w momencie gdy usłyszą tanią bajeczkę zalewają się łzami.
- One nie są plastikowe – stwierdził ze wściekłością w oczach.
- W takim razie stwierdzam, że powinieneś udać się do dentysty i spiłować zęby, bo tak długie kły są raczej mało przydatne – odpowiedziała Lydia.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia, ale w takim razie musze coś ci wyznać. Wszystkie legendy, o których słyszałaś są prawdą. Nie przerywaj mi – warknął, widząc otwierające się usta nastolatki. – Zgodnie z tym co powiedziałem wcześniej mam zamiar zapoznać cię z tym co będzie teraz należało do twoich obowiązków. A tak na marginesie to jedziemy do mojego mieszkania. Nie jest takie duże i wygodne jak twoja willa, ale bezpieczne. Reszta już czeka.
- Jakie obowiązki? Jakie mieszkanie? I jaka reszta? Możesz mi w końcu wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Miałeś mi tylko powiedzieć jak doszło do wypadku, a nie wplątywać mnie w coś… dziwnego? – zakończyła zniesmaczona tym jak mało wie.
- Wypadek spowodowałem ja – stwierdził cierpko.
- Mogę wiedzieć dlaczego? – zapytała z oburzeniem w głosie.
- Powód poznasz gdy dojedziemy na miejsce – poinformował z przelotnym uśmiechem.
- Czyli nic więcej mi nie powiesz póki nie dojedziemy do twojego BEZPIECZNEGO mieszkania? – zapytała podkreślając przedostatnie słowo.
Lydia nie doczekała się odpowiedzi od swoje rozmówcy. Chłopak włączył się do ruchu i wsłuchał się w słowa piosenki, która wydobywała się z radia. Jedyne co dało się usłyszeń w samochodzie to cichy, niespokojny oddech Lydii i Once I was seven years old my momma told me, Go make yourself some friends or you'll be lonely Once I was seven years old.
Wibracje z telefonu bruneta rozluźniły panującą dotąd melancholijną atmosferę. Sztywna ze strachu Lydia poruszyła się niepewnie na fotelu pasażera i ukradkiem spojrzała na kierowcę. Joseph wykonał kilka ruchów na klawiaturze komórki i rzucił ją na półkę nad radiem.
- Zmiana planów – burknął pod nosem bardziej do siebie niż do pasażerki. Energicznym ruchem skierował samochód na polną drogę, prowadzącą w głąb lasu.  Lydia spojrzała na mężczyznę nie pewnym wzrokiem. - Nie pojedziemy do mnie. Tym razem bezpieczniej będzie w lesie.
- A cóż to stało się z twoim małym i bezpiecznym mieszkaniem? – zapytała z przekąsem Lydia.
- Nie wyprowadzaj mnie z równowagi – Joseph poprosił łagodnie siedzącą obok Lydię.
- Czemu? – zapytała udają niewinne dziecko.
- Sądzę, że chcesz mieć jakieś kończyny po tym jak się z tobą rozprawię– odpowiedział z nutą rozbawienia i wściekłości w głosie.
Nastolatka wstrzymała oddech.
- Zrobiłbyś krzywdę kobiecie? – zapytała tym razem podirytowana Lydia.
- W końcu równouprawnienie. Tyle o to walczyłyście to teraz macie. No wiesz równe prawa, równe obowiązki, równa kara za głupie odzywki do silniejszych – stwierdził z przekąsem Joseph.
Drzewa zlewały się w jedność i nastolatka z trudem mogła zauważyć cienką, krętą dróżkę. Dziewczyna właśnie teraz zdała sobie sprawę z tego, iż słońce zdążyło się schować za horyzontem, a na jego miejscu pojawił się niewielki półksiężyc. Cienie drzew sprawiły, że Lydia jeszcze głębiej wcisnęła się w siedzenie pasażera. Strach przed tym co ją miało zaraz spotkać dawał się we znaki, nastolatka straciła ochotę na przekomarzanie się z Josephem.
- Widzę, że nie warto tego dalej ciągnąć – stwierdziła po krótkim namyśle.
- Też tak uważam. A tym bardziej zważając na to że jesteśmy na miejscu – podsumował rozmowę Joseph.
Chwilę po tym jak samochód zahamował dziewczyna została w nim sama. Brunet z doczepianymi kłami zniknął z siedzenia kierowcy jakby rozpłynął się w powietrzu. CO JEST GRANE? Dziewczyna kompletnie nie wiedziała co ma zrobić.
W co ty się wplątałaś?  Mało ci było? Tylko jedno osoba na tej ziemi może być taki głupia, żeby z jednych kłopotów pchać się w drugie. Dzięki ci Lydio Hall za twoje psychiczne pomysł. Spokojnie… Uspokój się… Głupie gadanie nic tu nie da. Dasz radę, bo kto jak nie ty. Głowa do góry, kilka głębokich oddechów i znowu będziesz sobą.  
Monolog w głowie nastolatki się skończył. Dziewczyna poprawiła się na siedzeniu pasażera i zaczęła głęboko oddychać. Energicznym ruchem otworzyła drzwi i wyszła z auta. Rozciągnęła dotąd spięte nogi i ruszyła w kierunku Josepha rozmawiającego z nieznajomym jej mężczyzną. Bo co innego jej pozostało?
-Jak się pchać w kłopoty to po całości – mruknęła pod nosem, nie aby dodać sobie odwali lecz jeszcze bardziej pogrążyć się w swoich czarnych myślach.
- Witaj moja droga, od dawna na ciebie czekaliśmy – nieznajomy zwrócił się do Lydii.
Mężczyzna wpatrywał się w dziewczynę jak w chodzący ideał kobiety. Wysoki wzrost, muskularne barki, świdrujące spojrzenie jego piwnych oczu, blond czupryna. Wszystko starało się przytłoczyć Lydię.
- Michael, spokojnie. Zdążysz jeszcze z nią porozmawiać o ile ci na to pozwoli. Przejdźmy do rzeczy – poprosił znajomego Joseph.
- Odkąd cię poznałam nie sądziłam, że przyjdzie taki moment kiedy przyznam ci rację, ale chcę już się dowiedzieć o co tutaj chodzi. A więc, który będzie tym odważnym i powie o co chodzi?
- Miałaś wypadek, ja go spowodowałem – przyznał Joseph.
- To już wiem. Powiedź coś co może mnie zaskoczyć – powiedziała lekko poirytowana i zniecierpliwiona Lydia.
- Jeśli powiemy jej, że istniej grupa mordująca wampiry to uwierzy? – nieznajomy swoje pytanie skierował do kolegi.
- Nie. To absurd. Nie istnieje takie coś jak wampiry, więc nie ma takiego czegoś ja grupa która chce się ich pozbyć – powiedziała z oburzeniem Lydia.
-Twarda sztuka – dodał z nieukrywanym uśmiechem.
- Michael – skarcił kolegę głośnym wypowiedzeniem jego imienia.
Zimny podmuch wiatru spowodował uspokojenie się towarzystwa. Dopiero teraz Lydia zauważyła jak piękna jest przyroda wokół niej. Spojrzała na zachodzące słońce nad czubkiem najwyższych drzew. Promienie padające na jej twarz tańczyły radosny taniec. Blask zachodzącego słońca bił po oczach czerwono-żółtym światłem.
- Wiedziałem, że będzie ciężko jeśli nie wspomorzemy się mocami, ale sama tego chciała. Nie będzie później narzekania – mężczyzna zwrócił się do Josepha, a następnie przeniósł wzrok na Lydię. – Patrz mi prosto w oczy to nie będzie bolało.
- Co ma boleć? – zadała pytanie, po czym zaczęła wić się z bólu. Impuls, który przeszedł po całym ciele nastolatki spowodował jej nagłe osuniecie się na ziemię. Nieznana Lydii siła rozpierała jej drobne ciało od środka.
- Cholera! – głośno przeklął. -  Miałaś patrzeć mi w oczy – krzyknął Michael po czym przerwał używanie wpływu.
Ból zaczął słabnąć, aż w końcu ustąpił. Na jego miejsce przyszło odrętwienie, które trzymało kończyny nastolatki w bezruchu. Puste spojrzenie nastolatki wędrowało od Josepha do Michaela.
- Nie byłam przygotowana. Po za tym co to miało być? – zapytała, po czym z wielkim trudem, cała obolała, usadowiła się na ziemi. Szok minął.
- Tak radzę sobie z niesfornymi, ale jakże pięknymi kobietami – powiedział Michael po czym poprawił kosmyk włosów nastolatki opadający na jej twarz. – Jeszcze raz proszę cię żebyś patrzyła mi prosto w oczy.
Lydia postarała się skoncentrować na brązowych otoczkach wokół źrenic blondyna. Nawet nie zauważyła kiedy odpłynęła. Ktoś złapał ją za ramiona i pociągnął w górę, nawet nie zauważyła kiedy nogi się pod nią ugięły i ponownie upadła kolanami prosto w błoto. Nadal działała jak zahipnotyzowana. Ktoś powiedział „Choć ze mną”, a Lydia nie zważając na nic ruszyła za tą osobą. Wiedziała, że zna tą osobę, ale jej mózg nie funkcjonował prawidłowo.
- Stop! To nic nie da – wybuch gniewu Josepha zdziwił wszystkich. – Jest zbyt odporna. To może jej tylko zaszkodzić – powiedział sprzeciwiając się żądaniom Michaela.
-  Nie możemy teraz przerywać- stwierdził z oburzeniem blondyn.
- Twoja metoda do niczego nie doprowadzi. Z czasem dowie się co tu się stało i będzie mieć nam to za złe. Musi być jakiś inny sposób – zaproponował Joseph.
- Nie ty tutaj decydujesz, moim sposobem zrobimy to szybciej – Michael zaczął wszczynać kłótnię.
- Ale nie skuteczniej – podsumował brunet.
Lydia stała jak sparaliżowana patrząc co dzieje się przed jej oczyma. Nie panowała nad swoim ciałem, brała udział w tym całym przedstawieniu, choć czuła, że tak naprawdę ogląda jakiś film.
- To ja ją tu przywiozłem, ja zrobiłem całą robotę, więc teraz daj mi szanse to wszystko wytłumaczyć – rozkazał Joseph.
- Twoje tłumaczenie nic tu nie da, nie ma najmniejszej szansy, że da się przekonać bez użycia jakiejkolwiek magii. Nie ona pierwsza dołączy do nas w taki sposób – nalegał Michael.
- Nie. Przepowiednia mówi jasno, że będzie przywódcą, a to daje jej furtkę na to żeby była traktowana łagodniej niż pozostali – Joseph zazgrzytał groźnie zębami.
- Proszę bardzo, pokaż na co cię stać – Michael machnął ręką i cofnął się o kilka kroków.
- Lydia – zaczął łagodnie. – Wiem, że wszystko co tutaj się dzieje jest dla ciebie dość wstrząsające, ale musisz nam zaufać.
- Ufam wam – przytaknęła.
- Do cholery! Michael przestań! – Joseph po raz kolejny wybuchnął gniewem.
- Dobra już dobra, ale będę w pobliży gdyby coś poszło nie tak – podniósł ręce w geście obrony po czym cofnął się o kolejne dwa kroki.
- Boję się – cichy głos wydarł się z ust Lydii.
Joseph złapał Lydię w objęcia i z prędkością światła znalazł się obok połamanego pnia drzewa, który nie był jedynym znajdującym się na tej polanie fragmentem pozostałości po burzy.
- Spokojnie. Jesteś bezpieczna. Nie masz czego się obawiać, jestem przy tobie – powiedział ostrożnie Joseph.
- Dlatego się boję – odpowiedź była ledwo słyszalna dla ludzkiego ucha.
Strach przeszywający Lydię dał się we znaki zgromadzonym. Michael osłupiał, nie dał rady wydobyć z siebie słowa. Jedynym który zachował zimną krew był Joseph.
- Mnie się boisz? - popatrzył prosto w zbłąkane oczy Lydii.
- Tak. Nie. Nie wiem. – Lydia błądziła oczyma po niebie jakby szukała odpowiedzi na nurtujące ją pytania. - To dla nie za dużo. Nie wiem co się dzieje. Nic nie chcecie mi powiedzieć. I to dziwne uczucie w głowie. Jakby ktoś w niej siedział i próbował mieszać. Zacierać wspomnienia, dodawać nowe, inne, gorsze – potok słów wypłynął z ust nastolatki.
- Już ci powiedziałem, jesteś bezpieczna. Więcej nie spotka cię nic takiego. O ile zechcesz abym ci pomógł.
- Jeśli możesz mi pomóc… – zaczęła.
- Mogę – przerywając, zapewnił ją Joseph.
- Zrób to, zabierz mnie od niebezpieczeństwa – błagając, zaczęła osuwać się na ziemię.
- Już to zrobiłem – złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Głowa Lydii opadła na klatkę piersiową Josepha.
- Jeśli mi pomożesz, ja pomogę ci, nie zależnie od tego co będziesz chciał w zamian – zapewniła.
- Wyjedź ze mną, a raczej do mnie – poprosił.
- Trochę dziwne zaproszenie, ale się zgadzam. Zamieszkam w twoim małym ale bezpiecznym mieszkaniu – powiedziała z błyskiem w oku i słabym uśmiechem na twarzy.
Michael siknął głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zarzucił swój plecak na jedno ramię i zniknął pośród gęsto porośniętych krzaków.
- Nie może iść sam przez las. Zawołaj go, niech jedzie z nami. Może go spotkać jakieś zwierzę – powiedziała, przejęta losem Michaela, Lydia.
- Zwierze kontra Michael? Bardziej bał bym się o to biedne zwierzę – powiedział z nieukrywanym uśmiechem, po czym złapał Lydię za rękę i pociągnął w stronę samochodu. – Na dziś wystarczy, zabieram cię do siebie.
Lydia nie odpowiedziała, dała się ponieść emocjom, a raczej sile i wpływowi Josepha.
Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Dodała w duchu po czym wsiadała do auta Josepha.

10 komentarzy:

  1. Hej!
    I już nadrobiłam wszystko :) Rozdział bardzo ciekawy, tyle się dzieje i czyta się z zainteresowaniem, chyba masz taką tendencję jak ja, że z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, bo ten wyszedł Ci naprawdę dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Eve! Bardzo zdziwił mnie Twój powrót, po takiej długiej przerwie jednak dałaś radę, podniosłaś się i jesteś tu z nami. Opowiadanie fenomenalne, nie straciłaś dawnej werwy. Jaka szkoda tylko, że tak mało komentarzy pod rozdziałem!? No ale nie będę odbiegać od trójeczki :) Fabuła bardzo ciekawa, te spotkanie przebiegło troszkę nie po mojej myśli, sądziłam, że pojawią się inne wampiry. No i ten niedowiarek Lydia, czemu tak dziwnie zareagowała na wieść kim jest Joseph? Wiele pytań, mało odpowiedzi. Końcówka świetna, zupełnie się jej nie spodziewałam. Oby więcej takich opowiadań! Trzymam kciuki i cieszę się z Twojego powrotu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za piękne słowa. Bardzo ucieszył mnie ten komentarz. Co do innych ludzi. Ehh... być może ktoś jeszcze skomentuje :)

      Usuń
  3. Bardzo mi się podobało <3 Czekam na więcej! W rozdziale się rozpisze, wybnacz, ze krótko, ale padnięta po pracy :( <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak niewiele, a zarazem tak wiele. Odpoczywaj! :)

      Usuń
  4. No no, dzieje się. Biedna Lydia nadal nie wie za bardzo co jest grane. Mam nadzieję, że kolejny rozdział rozwieje więcej wątpliwości. Ciekawa jestem tej przepowiedni. Lydia ma być przywódca? Brzmi nieźle :D
    Czekam na więcej i pozdrawiam :*
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie bardzo dobre, wielka szkoda, że nie opublikowałaś nowego. Ciekawi mnie co wydarzy się w domu Josepha. Pewnie coś ekscytującego i brutalnego, bo kto o zdrowych zmysłach powoduje wypadek. No i ta dziwna reakcja Lydii, pewnie była w jakiejś hipnozie, że tak szybko się zgodziła. No nic mi pozostaje tylko czekać na kolejne opowiadanie! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej.
    Szczerze? Kompletnie nie pamiętam, co wydarzyło się wcześniej, ale trudno, będę musiała jakoś to ogarnąć.
    Na początku uśmiechnęłam się, czytając o tym, jak Joseph potraktował Lydię na samym początku, bo zapamiętałam ją jako taką trochę rozpuszczoną księżniczkę i może trochę jej się należało. Ale potem przesadził. To w jaki sposób starał się jej przekazać informację o wampirach… Pokazał jej kły tak nonszalancko, potem powiedział, że to on spowodował wypadek, a na sam koniec kazał iść do swojego mieszkania? Na miejscu Lydii kazałabym mu iść nie do dentysty, ale do psychiatry. Ale cóż, to ja. Miałam wrażenie, że Lydia trochę zachowuje się tak, jakby to wszystko to był żart. Ale nie dziwię się, że nie chciała uwierzyć w te wszystkie „bajeczki” i ci ludzie nie powinni od niej oczekiwać, że przyjmie to jak jakąś oczywistość. Miło że się za nią wstawił, ale i tak…

    http://iskra-duszy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń