OD AUTORKI:
Kochani bardzo, ale to
bardzo Was przepraszam, za te 10
miesięcy zwłoki. Jak to śmiesznie brzmi. Tylko 10 miesięcy musieliście czekać
na kolejne opowiadania z serii Wampir i Milionerka. Nie chcę dawać obietnic bez
pokrycia, ale ta ma coś czego na razie nie mogę zdradzić. Będą kolejne
opowiadania! I jedno jest pewne, nie będziecie musieli na nie czekać tyle co na
te poniżej. W czasie gdy nie pisałam, a raczej nie publikowałam natknęłam się
na pewien cytat, który jak najbardziej jest na miejscu! „Ponadto,
jeśli więcej piszesz niż czytasz, to jesteś zakałą w świecie literatury i mam
nadzieję, że gdy kiedykolwiek ktoś opublikuje Twoje wątpliwej wartości dzieło,
nikt go nie przeczyta.” Nie będę przedłużać, czytajcie! I jeszcze raz
przepraszam!
PS.1 Jak za chwilkę zobaczycie opowiadanie krótsze niż te które publikowałam wcześniej, ale najważniejsze jest to co kryje się między słowami. Gorąco zapraszam do czytania!
PS.2. Piosenka, która została wykorzystana w opowiadaniu to 7 Years - Lukas Graham
PS.1 Jak za chwilkę zobaczycie opowiadanie krótsze niż te które publikowałam wcześniej, ale najważniejsze jest to co kryje się między słowami. Gorąco zapraszam do czytania!
PS.2. Piosenka, która została wykorzystana w opowiadaniu to 7 Years - Lukas Graham
Lydia siedziała jak na szpilkach przed domem
na ławce czekając na umówionego z nią Josepha Smitha. Choć do spotkania miało
dojść dopiero za pół godziny nastolatka postanowiła wyczekiwać nieznajomego
patrząc na liście drzew i muskające ją promienie słońca. Dziewczyna biła się z
myślami i żałowała, że w tak okrutny sposób potraktowała zupełnie obcego jej
mężczyznę. CO STANIE SIĘ GDY ON NIE PRZYJDZIE? Co chwilę zadawała sobie to
pytanie. W końcu jej obawy zostały rozwiane. Zabójczo przystojny brunet
podjechał pod jej dom. Nastolatka jak na zawołane wstała z ławki i ruszyła w
kierunku czarnego samochodu. Brunet uśmiechnął się na widok Lydii i opuścił
szybę, aby jeszcze lepiej przyjrzeć się odsłoniętym nogom dziewiętnastolatki.
- Gdyby nie to, że jesteś mi potrzebny dostałyśmy od mnie w twarz – powiedziała ostrzegawczym głosem Lydia gdy umościła się wygodnie na przednim siedzeniu samochodu.
- Może od razu ustalimy po co się spotykamy
i kilka innych dość ważnych rzeczy. To, że w tym twoim ziemskim życiu jesteś
ważną osóbką, nie oznacza, że będziesz tak samo traktowana tam gdzie jedziemy.
- Słucham? Chyba nie chciałeś tego
powiedzieć.
Lydia spojrzała na niego, zdezorientowana.
- Chciałem i tu jest różnica między nami. Ja
mówię co chcę, a ty to na co ci pozwolę.
- Jesteś śmieszny. Nie będziesz mi
rozkazywał – powiedziała po czym zaczęła szukać klamki.
- Uspokój się i nie przerywaj mi złotko –
odpowiedział oburzony, po czym wcisnął pedał gazu, co spowodowało że oboje
zostali wbici w siedzenia.- Nie mam czasu na przekrzykiwanie się z byle świerzakiem.
- Złotko. Świerzakiem. Chyba sobie kpisz. Co
tu jest grane?
- Jeżeli będziesz mi przerywać, to uwierz
ale na pewno się niczego nie dowiesz.
- Wygrałeś. – Przez chwilę w samochodzie
panowała cisza. - Nie będę ci przerywać, o ile będziesz mówił coś sensownego
- Zawsze wygrywam złotko – spojrzał na Lydię
z rozbawieniem. - Odkąd wstąpiłaś w nasze szeregi mogę się do ciebie zwracać
jak chcę, a to że jesteś taką ładna dziewczyną daje ci ksywę złotko. Skojarzyło
mi się z twoimi blond loczkami, które jak mniemam niedługo stracisz.
- Słucham? – Lydia przerwała Josephowi
zdecydowanym tonem.
- Miałaś mi nie przerywać, jaka była umowa –
zauważył cierpko po czym cicho odchrząknął. - Najpierw obiecujesz, a później od
tak sobie łamiesz dane słowo.
Ręce Lydii świerzbiły, aby pokazać
nicponiowi kto jest górą, ale w ostatniej chwili powstrzymała napad agresji.
Głęboko zaczerpnęła powietrze, w którym unosił się zapach męskich perfum.
Odwróciła twarz, aby po raz kolejny nie stracić panowania nad sobą. Oparła
głowę o chłoną szybę i zamknęła oczy. Silny charakter wziął górę, nastolatka
spojrzała na chłopaka i wykrzyczała mu prosto w twarz.
- Uwierz, jeśli nie zaczniesz mówić o czymś
pożytecznym to własnoręcznie cię uduszę.
- Jaka odważna – prychnął. - Powiem ci coś w
sekrecie, mnie nie da się udusić. Widzisz te zęby? – powiedział po czym
otworzył usta na tyle, aby dziewczyna mogła zobaczyć dwa połyskujące kły.
-Sadzisz, że wystraszysz mnie plastikowymi
zębami, nie jestem z tych dziewczyn, które w momencie gdy usłyszą tanią bajeczkę
zalewają się łzami.
- One nie są plastikowe – stwierdził ze
wściekłością w oczach.
- W takim razie stwierdzam, że powinieneś
udać się do dentysty i spiłować zęby, bo tak długie kły są raczej mało
przydatne – odpowiedziała Lydia.
- Nie sądziłem, że jesteś aż tak głupia, ale
w takim razie musze coś ci wyznać. Wszystkie legendy, o których słyszałaś są
prawdą. Nie przerywaj mi – warknął, widząc otwierające się usta nastolatki. –
Zgodnie z tym co powiedziałem wcześniej mam zamiar zapoznać cię z tym co będzie
teraz należało do twoich obowiązków. A tak na marginesie to jedziemy do mojego
mieszkania. Nie jest takie duże i wygodne jak twoja willa, ale bezpieczne.
Reszta już czeka.
- Jakie obowiązki? Jakie mieszkanie? I jaka
reszta? Możesz mi w końcu wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi. Miałeś mi
tylko powiedzieć jak doszło do wypadku, a nie wplątywać mnie w coś… dziwnego? –
zakończyła zniesmaczona tym jak mało wie.
- Wypadek spowodowałem ja – stwierdził
cierpko.
- Mogę wiedzieć dlaczego? – zapytała z oburzeniem
w głosie.
- Powód poznasz gdy dojedziemy na miejsce –
poinformował z przelotnym uśmiechem.
- Czyli nic więcej mi nie powiesz póki nie
dojedziemy do twojego BEZPIECZNEGO mieszkania? – zapytała podkreślając
przedostatnie słowo.
Lydia nie doczekała się odpowiedzi od swoje
rozmówcy. Chłopak włączył się do ruchu i wsłuchał się w słowa piosenki, która
wydobywała się z radia. Jedyne
co dało się usłyszeń w samochodzie to cichy, niespokojny oddech Lydii i Once I was seven years old my momma told me,
Go make yourself some friends or you'll be lonely Once I was seven years old.
Wibracje z telefonu bruneta rozluźniły
panującą dotąd melancholijną atmosferę. Sztywna ze strachu Lydia poruszyła się
niepewnie na fotelu pasażera i ukradkiem spojrzała na kierowcę. Joseph wykonał
kilka ruchów na klawiaturze komórki i rzucił ją na półkę nad radiem.
- Zmiana planów – burknął pod nosem bardziej
do siebie niż do pasażerki. Energicznym ruchem skierował samochód na polną
drogę, prowadzącą w głąb lasu. Lydia
spojrzała na mężczyznę nie pewnym wzrokiem. - Nie pojedziemy do mnie. Tym razem
bezpieczniej będzie w lesie.
- A
cóż to stało się z twoim małym i bezpiecznym mieszkaniem? – zapytała z
przekąsem Lydia.
- Nie
wyprowadzaj mnie z równowagi – Joseph poprosił łagodnie siedzącą obok Lydię.
- Czemu?
– zapytała udają niewinne dziecko.
-
Sądzę, że chcesz mieć jakieś kończyny po tym jak się z tobą rozprawię–
odpowiedział z nutą rozbawienia i wściekłości w głosie.
Nastolatka
wstrzymała oddech.
-
Zrobiłbyś krzywdę kobiecie? – zapytała tym razem podirytowana Lydia.
- W
końcu równouprawnienie. Tyle o to walczyłyście to teraz macie. No wiesz równe
prawa, równe obowiązki, równa kara za głupie odzywki do silniejszych –
stwierdził z przekąsem Joseph.
Drzewa
zlewały się w jedność i nastolatka z trudem mogła zauważyć cienką, krętą
dróżkę. Dziewczyna właśnie teraz zdała sobie sprawę z tego, iż słońce zdążyło
się schować za horyzontem, a na jego miejscu pojawił się niewielki półksiężyc.
Cienie drzew sprawiły, że Lydia jeszcze głębiej wcisnęła się w siedzenie
pasażera. Strach przed tym co ją miało zaraz spotkać dawał się we znaki,
nastolatka straciła ochotę na przekomarzanie się z Josephem.
-
Widzę, że nie warto tego dalej ciągnąć – stwierdziła po krótkim namyśle.
-
Też tak uważam. A tym bardziej zważając na to że jesteśmy na miejscu –
podsumował rozmowę Joseph.
Chwilę
po tym jak samochód zahamował dziewczyna została w nim sama. Brunet z
doczepianymi kłami zniknął z siedzenia kierowcy jakby rozpłynął się w
powietrzu. CO JEST GRANE? Dziewczyna kompletnie nie wiedziała co ma zrobić.
W co ty się wplątałaś? Mało ci było? Tylko jedno osoba na tej ziemi
może być taki głupia, żeby z jednych kłopotów pchać się w drugie. Dzięki ci
Lydio Hall za twoje psychiczne pomysł. Spokojnie… Uspokój się… Głupie gadanie
nic tu nie da. Dasz radę, bo kto jak nie ty. Głowa do góry, kilka głębokich
oddechów i znowu będziesz sobą.
Monolog
w głowie nastolatki się skończył. Dziewczyna poprawiła się na siedzeniu
pasażera i zaczęła głęboko oddychać. Energicznym ruchem otworzyła drzwi i
wyszła z auta. Rozciągnęła dotąd spięte nogi i ruszyła w kierunku Josepha
rozmawiającego z nieznajomym jej mężczyzną. Bo co innego jej pozostało?
-Jak
się pchać w kłopoty to po całości – mruknęła pod nosem, nie aby dodać sobie
odwali lecz jeszcze bardziej pogrążyć się w swoich czarnych myślach.
-
Witaj moja droga, od dawna na ciebie czekaliśmy – nieznajomy zwrócił się do
Lydii.
Mężczyzna
wpatrywał się w dziewczynę jak w chodzący ideał kobiety. Wysoki wzrost,
muskularne barki, świdrujące spojrzenie jego piwnych oczu, blond czupryna.
Wszystko starało się przytłoczyć Lydię.
- Michael,
spokojnie. Zdążysz jeszcze z nią porozmawiać o ile ci na to pozwoli. Przejdźmy
do rzeczy – poprosił znajomego Joseph.
-
Odkąd cię poznałam nie sądziłam, że przyjdzie taki moment kiedy przyznam ci
rację, ale chcę już się dowiedzieć o co tutaj chodzi. A więc, który będzie tym
odważnym i powie o co chodzi?
-
Miałaś wypadek, ja go spowodowałem – przyznał Joseph.
-
To już wiem. Powiedź coś co może mnie zaskoczyć – powiedziała lekko poirytowana
i zniecierpliwiona Lydia.
-
Jeśli powiemy jej, że istniej grupa mordująca wampiry to uwierzy? – nieznajomy
swoje pytanie skierował do kolegi.
-
Nie. To absurd. Nie istnieje takie coś jak wampiry, więc nie ma takiego czegoś
ja grupa która chce się ich pozbyć – powiedziała z oburzeniem Lydia.
-Twarda
sztuka – dodał z nieukrywanym uśmiechem.
-
Michael – skarcił kolegę głośnym wypowiedzeniem jego imienia.
Zimny
podmuch wiatru spowodował uspokojenie się towarzystwa. Dopiero teraz Lydia
zauważyła jak piękna jest przyroda wokół niej. Spojrzała na zachodzące słońce
nad czubkiem najwyższych drzew. Promienie padające na jej twarz tańczyły
radosny taniec. Blask zachodzącego słońca bił po oczach czerwono-żółtym
światłem.
-
Wiedziałem, że będzie ciężko jeśli nie wspomorzemy się mocami, ale sama tego
chciała. Nie będzie później narzekania – mężczyzna zwrócił się do Josepha, a
następnie przeniósł wzrok na Lydię. – Patrz mi prosto w oczy to nie będzie
bolało.
-
Co ma boleć? – zadała pytanie, po czym zaczęła wić się z bólu. Impuls, który
przeszedł po całym ciele nastolatki spowodował jej nagłe osuniecie się na
ziemię. Nieznana Lydii siła rozpierała jej drobne ciało od środka.
-
Cholera! – głośno przeklął. - Miałaś
patrzeć mi w oczy – krzyknął Michael po czym przerwał używanie wpływu.
Ból
zaczął słabnąć, aż w końcu ustąpił. Na jego miejsce przyszło odrętwienie, które
trzymało kończyny nastolatki w bezruchu. Puste spojrzenie nastolatki wędrowało
od Josepha do Michaela.
-
Nie byłam przygotowana. Po za tym co to miało być? – zapytała, po czym z
wielkim trudem, cała obolała, usadowiła się na ziemi. Szok minął.
-
Tak radzę sobie z niesfornymi, ale jakże pięknymi kobietami – powiedział
Michael po czym poprawił kosmyk włosów nastolatki opadający na jej twarz. –
Jeszcze raz proszę cię żebyś patrzyła mi prosto w oczy.
Lydia
postarała się skoncentrować na brązowych otoczkach wokół źrenic blondyna. Nawet
nie zauważyła kiedy odpłynęła. Ktoś złapał ją za ramiona i pociągnął w górę,
nawet nie zauważyła kiedy nogi się pod nią ugięły i ponownie upadła kolanami
prosto w błoto. Nadal działała jak zahipnotyzowana. Ktoś powiedział „Choć ze
mną”, a Lydia nie zważając na nic ruszyła za tą osobą. Wiedziała, że zna tą
osobę, ale jej mózg nie funkcjonował prawidłowo.
-
Stop! To nic nie da – wybuch gniewu Josepha zdziwił wszystkich. – Jest zbyt odporna.
To może jej tylko zaszkodzić – powiedział sprzeciwiając się żądaniom Michaela.
- Nie możemy teraz przerywać- stwierdził z
oburzeniem blondyn.
-
Twoja metoda do niczego nie doprowadzi. Z czasem dowie się co tu się stało i
będzie mieć nam to za złe. Musi być jakiś inny sposób – zaproponował Joseph.
-
Nie ty tutaj decydujesz, moim sposobem zrobimy to szybciej – Michael zaczął
wszczynać kłótnię.
-
Ale nie skuteczniej – podsumował brunet.
Lydia
stała jak sparaliżowana patrząc co dzieje się przed jej oczyma. Nie panowała
nad swoim ciałem, brała udział w tym całym przedstawieniu, choć czuła, że tak
naprawdę ogląda jakiś film.
-
To ja ją tu przywiozłem, ja zrobiłem całą robotę, więc teraz daj mi szanse to
wszystko wytłumaczyć – rozkazał Joseph.
-
Twoje tłumaczenie nic tu nie da, nie ma najmniejszej szansy, że da się
przekonać bez użycia jakiejkolwiek magii. Nie ona pierwsza dołączy do nas w
taki sposób – nalegał Michael.
-
Nie. Przepowiednia mówi jasno, że będzie przywódcą, a to daje jej furtkę na to
żeby była traktowana łagodniej niż pozostali – Joseph zazgrzytał groźnie zębami.
-
Proszę bardzo, pokaż na co cię stać – Michael machnął ręką i cofnął się o kilka
kroków.
-
Lydia – zaczął łagodnie. – Wiem, że wszystko co tutaj się dzieje jest dla
ciebie dość wstrząsające, ale musisz nam zaufać.
-
Ufam wam – przytaknęła.
-
Do cholery! Michael przestań! – Joseph po raz kolejny wybuchnął gniewem.
-
Dobra już dobra, ale będę w pobliży gdyby coś poszło nie tak – podniósł ręce w
geście obrony po czym cofnął się o kolejne dwa kroki.
-
Boję się – cichy głos wydarł się z ust Lydii.
Joseph
złapał Lydię w objęcia i z prędkością światła znalazł się obok połamanego pnia
drzewa, który nie był jedynym znajdującym się na tej polanie fragmentem pozostałości
po burzy.
-
Spokojnie. Jesteś bezpieczna. Nie masz czego się obawiać, jestem przy tobie –
powiedział ostrożnie Joseph.
-
Dlatego się boję – odpowiedź była ledwo słyszalna dla ludzkiego ucha.
Strach
przeszywający Lydię dał się we znaki zgromadzonym. Michael osłupiał, nie dał
rady wydobyć z siebie słowa. Jedynym który zachował zimną krew był Joseph.
-
Mnie się boisz? - popatrzył prosto w zbłąkane oczy Lydii.
-
Tak. Nie. Nie wiem. – Lydia błądziła oczyma po niebie jakby szukała odpowiedzi
na nurtujące ją pytania. - To dla nie za dużo. Nie wiem co się dzieje. Nic nie
chcecie mi powiedzieć. I to dziwne uczucie w głowie. Jakby ktoś w niej siedział
i próbował mieszać. Zacierać wspomnienia, dodawać nowe, inne, gorsze – potok słów
wypłynął z ust nastolatki.
-
Już ci powiedziałem, jesteś bezpieczna. Więcej nie spotka cię nic takiego. O
ile zechcesz abym ci pomógł.
-
Jeśli możesz mi pomóc… – zaczęła.
-
Mogę – przerywając, zapewnił ją Joseph.
- Zrób
to, zabierz mnie od niebezpieczeństwa – błagając, zaczęła osuwać się na ziemię.
-
Już to zrobiłem – złapał ją za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Głowa Lydii
opadła na klatkę piersiową Josepha.
-
Jeśli mi pomożesz, ja pomogę ci, nie zależnie od tego co będziesz chciał w
zamian – zapewniła.
- Wyjedź
ze mną, a raczej do mnie – poprosił.
-
Trochę dziwne zaproszenie, ale się zgadzam. Zamieszkam w twoim małym ale
bezpiecznym mieszkaniu – powiedziała z błyskiem w oku i słabym uśmiechem na
twarzy.
Michael
siknął głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie spodziewał się takiego obrotu
sprawy. Zarzucił swój plecak na jedno ramię i zniknął pośród gęsto porośniętych
krzaków.
-
Nie może iść sam przez las. Zawołaj go, niech jedzie z nami. Może go spotkać
jakieś zwierzę – powiedziała, przejęta losem Michaela, Lydia.
-
Zwierze kontra Michael? Bardziej bał bym się o to biedne zwierzę – powiedział z
nieukrywanym uśmiechem, po czym złapał Lydię za rękę i pociągnął w stronę
samochodu. – Na dziś wystarczy, zabieram cię do siebie.
Lydia
nie odpowiedziała, dała się ponieść emocjom, a raczej sile i wpływowi Josepha.
Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.
Dodała w duchu po czym wsiadała do auta Josepha.
Hej!
OdpowiedzUsuńI już nadrobiłam wszystko :) Rozdział bardzo ciekawy, tyle się dzieje i czyta się z zainteresowaniem, chyba masz taką tendencję jak ja, że z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, bo ten wyszedł Ci naprawdę dobrze :D
Witaj, bardzo dziękuję za miłe słowa :)
UsuńEve! Bardzo zdziwił mnie Twój powrót, po takiej długiej przerwie jednak dałaś radę, podniosłaś się i jesteś tu z nami. Opowiadanie fenomenalne, nie straciłaś dawnej werwy. Jaka szkoda tylko, że tak mało komentarzy pod rozdziałem!? No ale nie będę odbiegać od trójeczki :) Fabuła bardzo ciekawa, te spotkanie przebiegło troszkę nie po mojej myśli, sądziłam, że pojawią się inne wampiry. No i ten niedowiarek Lydia, czemu tak dziwnie zareagowała na wieść kim jest Joseph? Wiele pytań, mało odpowiedzi. Końcówka świetna, zupełnie się jej nie spodziewałam. Oby więcej takich opowiadań! Trzymam kciuki i cieszę się z Twojego powrotu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękne słowa. Bardzo ucieszył mnie ten komentarz. Co do innych ludzi. Ehh... być może ktoś jeszcze skomentuje :)
UsuńBardzo mi się podobało <3 Czekam na więcej! W rozdziale się rozpisze, wybnacz, ze krótko, ale padnięta po pracy :( <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak niewiele, a zarazem tak wiele. Odpoczywaj! :)
UsuńNo no, dzieje się. Biedna Lydia nadal nie wie za bardzo co jest grane. Mam nadzieję, że kolejny rozdział rozwieje więcej wątpliwości. Ciekawa jestem tej przepowiedni. Lydia ma być przywódca? Brzmi nieźle :D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam :*
pisujesobie.blogspot.com
Kurcze? Co dalej?!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo dobre, wielka szkoda, że nie opublikowałaś nowego. Ciekawi mnie co wydarzy się w domu Josepha. Pewnie coś ekscytującego i brutalnego, bo kto o zdrowych zmysłach powoduje wypadek. No i ta dziwna reakcja Lydii, pewnie była w jakiejś hipnozie, że tak szybko się zgodziła. No nic mi pozostaje tylko czekać na kolejne opowiadanie! :P
OdpowiedzUsuńHej.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Kompletnie nie pamiętam, co wydarzyło się wcześniej, ale trudno, będę musiała jakoś to ogarnąć.
Na początku uśmiechnęłam się, czytając o tym, jak Joseph potraktował Lydię na samym początku, bo zapamiętałam ją jako taką trochę rozpuszczoną księżniczkę i może trochę jej się należało. Ale potem przesadził. To w jaki sposób starał się jej przekazać informację o wampirach… Pokazał jej kły tak nonszalancko, potem powiedział, że to on spowodował wypadek, a na sam koniec kazał iść do swojego mieszkania? Na miejscu Lydii kazałabym mu iść nie do dentysty, ale do psychiatry. Ale cóż, to ja. Miałam wrażenie, że Lydia trochę zachowuje się tak, jakby to wszystko to był żart. Ale nie dziwię się, że nie chciała uwierzyć w te wszystkie „bajeczki” i ci ludzie nie powinni od niej oczekiwać, że przyjmie to jak jakąś oczywistość. Miło że się za nią wstawił, ale i tak…
http://iskra-duszy.blogspot.com/