Wampir i milionerka: Moc siedemnastu

Mijając ludzi na ulicy często zastanawiam się czy, aby na pewno są tacy jak ja. Nie chodzi tutaj o cechy charakteru czy chociażby wygląd, ale o coś więcej. O gatunek. Co stałoby się gdyby na ulicę wyszły potwory, z wyglądu przypominające nas, ludzi!
Przybyszu! Zawitałeś właśnie na bloga z opowiadaniami pod tytułem "Wampir i milionerka: Moc siedemnastu". Mam nadzieję, że spodoba Ci historia wymyślona przez mnie i zostaniesz tu na dłużej.
Nastoletnia Lydia wiedzie pełne skrywanego bólu życie. Naciskana przez matkę tyrankę dostaje najlepsze stopnie i wyżywa się na biedniejszych rówieśnikach. Lydia pochodzi z bogatego domu i choć niczego materialnego jej nie brakuje, to nie zaznała nigdy matczynej miłości. Nadopiekuńczy ojciec spełnia każde zachcianki swojej najstarszej córki. Jedyną radością jej życia są ciągłe imprezy i otaczanie się wianuszkiem przyjaciół. Wszystko zmienia się gdy Lydia odkrywa swój życiowy cel. Od tej pory już nic nie jest takie jak kiedyś… Zapraszam do zagłębienia się w jej historię!

5 września 2014

Tajny spisek

Skrzyżowanie przy Long Street od zawsze było atrakcją turystyczną miasta. Tłumy stały się tam codziennością i nikogo nie dziwiły samochody zaparkowane w niewłaściwych miejscach. Ludzie z Vatrons uwielbiali spotykać się z innymi mieszkańcami miasta na kawie z budek samoobsługowych w parku. Dziś jednak tłumy zebrały się po to, aby obserwować i wymieniać komentarze na temat wypadku. 
Gdy słońce całkowicie zaszło za horyzontem karetka odjeżdżała z poszkodowaną. Wraz z zniknięciem głównej atrakcji w postaci nastolatki gapie zaczęli się rozchodzić w swoich kierunkach. Policjant, który do tej pory rozciągał taśmę wokół miejsca wypadku, teraz biegał i zatrzymywał ludzi, którzy mieli jakiekolwiek informacje na temat zderzenia.

W momencie gdy karetka wjeżdżała na jezdnię Lydia odzyskała na kilkanaście sekund przytomność, miotała rękoma, przez co uderzyła sanitariuszkę prosto w twarz. Lekarze próbowali nawiązać z poszkodowaną jakikolwiek kontakt, lecz czynności życiowe nastolatki odmówiły posłuszeństwa. Aparatury do których była podłączona Lydii wskazywały na zatrzymanie akcji serca. Młody mężczyzna rozpoczął akcję reanimacyjną, która nie dawała, żadnego skutku. Koniec końców udało im się przywrócić Lydię do świata żywych.
- Dziecko, nie rób nam tego więcej – powiedziała sanitariuszka w średnim wieku po czym wymęczona opadła na podłogę karetki.
Dalszą część drogi pokonali w błyskawicznym tempie i dopiero gdy wjeżdżali na podjazd, ze szpitala wybiegli kilku lekarzy w białych kitlach. Drzwi karetki się otworzyły, a serce nastolatki ponowie się zatrzymało. Lekarze jak na zawołanie przystąpili do reanimacji dziewczyny. Czas odgrywał tam najważniejszą rolę, a było go coraz mniej. Lydia nie chciała współgrać z aparaturami i z trudem sanitariuszom udało się przywrócić odpowiednie krążenie w jej ciele. Pośpiesznie zabrali pokiereszowaną nastolatkę na salę przyjęć.
- Zadzwoń po Jeremiego Halla. Trzeba go powiadomić! – wykrzyczała jedna z lekarek do sanitariuszy z karetki.

*****

Jeremy wraz z żoną i córką wbiegli do szpitala kilka minut po dwudziestej pierwszej. Ich kroki od razu skierowały się do gabinetu lekarskiego, który był położony w drugim końcu budynku. Na miejscu spotkali wycieńczonych dwóch lekarzy, którzy na widok trójki od razu oprzytomnieli. Mężczyźni na pierwszy rzut oka wyglądali na rówieśników, choć po chwili dało się zobaczyć różnicę wieku.
- Gdzie jest moja córka? – zapytał Jeremy bez żadnego wstępu.
- Proszę usiąść, wszystko państwu wytłumaczymy – powiedział uprzejmie młodszy z lekarzy. Kobiety jak na zawołanie opadły na krzesła obok drzwi, natomiast ojciec nadal stał i czekał na wyjaśnienia.
- Państwa córka miała wypadek samochodowy, z niewyjaśnionych przyczyn wjechała w ścianę jednego z budynków. Gdy nasi koledzy z ambulansu przyjechali na miejsce wypadku dziewczyna pozostawała nieprzytomna, lecz w stanie stabilnym. Po wstępnych oględzinach wydawała się być w dobrym stanie, jeśli pominąć liczne zadrapania. Panna Hall była poturbowana, miała sporą ilość nacięć spowodowanych najpewniej odłamkami szkła, choć to dość dziwne zważając na to, że szyby samochodowe są wykonane ze szkła bezpiecznego. Najgorsze zaczęło się podczas transportu do szpitala. Dziewczyna dwukrotnie straciła oddech, narządy wewnętrzne w tym serce przestały funkcjonować. Za pierwszy razem myśleliśmy, że ją stracimy, za drugim było jeszcze gorzej. Dziewczyna pozostawała przez dłuższą chwilę w stanie zatrzymania krążenia. Całe szczęście dwukrotnie z pomocą defibrylatora udało nam się przywrócić państwa córkę do świata żywych. W szpitalu wszystko się ustabilizowało i z niewyjaśnionych przyczyn rany zewnętrze zaczęły się goić w niewyjaśnienie szybkim tempie.
- Słucham? To chyba dobrze, czym szybciej tym lepiej. Chcę się widzieć z córką – powiedziała stanowczo Sybilla.
- To w tej chwili niemożliwe. Pańska córka dużo przeszła, musi odpocząć – odpowiedział nadal spokojnie starszy lekarz.
- Jak to niemożliwe, chcę się zobaczyć z moją córką. Czy to jest takie trudne do zrozumienia? Chyba panowie nie wiedzą kim jestem. Jeśli mówię, że chcę się zobaczyć z moją córką to nie ma takiej opcji że tego nie zrobię. Na jakiej sali ją znajdę?
- Zaprowadzę państwa, tylko proszę się uspokoić – odpowiedziała pielęgniarka, która siedziała niezauważona za niewielkim parawanikiem. – Matt, proszę dokończ za mnie papierkową robotę – ostatnie zdanie skierowała do młodszego z lekarzy.
Po tych słowach kobieta wyszła z pokoju lekarskiego i zaczęła lawirować pomiędzy biegającymi dziećmi, które odwiedzały jedną z pacjentek oddziału. Rodzina Hallów jak na zawołanie ruszyła za młodą pielęgniarką. Minęli kilkoro drzwi i weszli do niewielkiej sali, na której stało jedno łóżko – izolatka, urządzona specjalnie dla osób ciężko rannych, bądź jak było w tym przypadku bogatych. W słabo oświetlonym pomieszczeniu siedziała skulona nastoletnia Lydia. Na widok rodziców podbiegła i wtuliła się w ramiona ojca.
- Tak strasznie się o ciebie bałem, od dziś będziesz jeździła z Tylorem. Brak wyjazdów na własną rękę – wyswobodził się z objęć córki i pogroził jej palcem. – Nie wiem co ci strzeliło do głowy. Jak mogłaś się tak narazić? Musisz mi wszystko wyjaśnić, co się tam dokładnie wydarzyło.
- Ależ tato. To był nieszczęśliwy wypadek. Ze mną jest już wszystko w porządku, więc możesz zabrać mnie do domu. Nic mnie nie boli, dlatego też  nie ma jakiejkolwiek potrzeby na mój dalszy pobyt tutaj – powiedziała siadając na przygotowanym dla niej łóżku. – Proszę załatw to, abym mogła wrócić do domu, to wszystko już mnie przytłacza. Za wiele jak na jeden wieczór. Tatusiu – spojrzała błagalnym wzorkiem na ojca, któremu serce kroiło się na sam widok wystraszonej córki.
- Kochanie wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć. Porozmawiamy w domu, pójdę załatwić twój wypis z lekarzem o ile pozwala na to twój stan zdrowia – po tych słowach ojciec ucałował córkę w czoło i wyszedł z sali kierując się do gabinetu ordynatora.
- Monique zapal światło, muszę przyjrzeć się tej ofierze losu – powiedziała matka, zwracają się do młodszej z córek.
– Nie wiem jak mogłaś postąpić tak nierozsądnie. Wyobrażasz sobie w jakim świetle nas stawiasz. Co pomyślą sobie sąsiedzi, moi przyjaciele. Jesteśmy zrujnowani, od dziś każdy będzie wytykać nas palcami. Najgorsze spadnie na mnie i ojca, będą twierdzić, że jesteśmy złymi rodzicami. Od dziś koniec z wszystkimi rozrywkami. Monique zapal światło, bo w tych ciemnościach niewiele widzę, muszę wiedzieć już teraz na ile zabiegów cię zapisać. Nie możesz spotykać się z moimi przyjaciółmi z pociętą twarzą – wykrzyczała rozwścieczona matka.
- Nie, nie rób tego. Światło mnie razi – zareagowała Lydia, gdy bliźniaczka chciała przekręcić włącznik.
- Teraz to razi cię światło, a jak się po pijaku jechało na potańcówkę to wszystko było w porządku. Nie wiem jak nieodpowiedzialną trzeba być osobą, żeby w ciągu kilkunastu minut upić się do takiego stanu, aby spowodować wypadek. Mam nadzieję, że uda nam się jakoś przekupić wszystkie redakcje i nie znajdziesz się jutro na pierwszych stronach gazet, a my razem z tobą jako patologiczna rodzina. Mony kochanie włącz w końcu te światło. Naprawdę nic nie widzę. Nie zrobię krzywdy twojej pożal się siostrze – skrytykowała Sybilla.
Monique jak zawsze wierna matce, posłuchała jej prośby i włączyła światło. Od dziecka była faworyzowana przez matkę, która nie kryła się z tym, że większą miłością darzy młodszą z sióstr. Blask padający na oczy Lydii spowodował, że źrenice się zwężyły do wielkości ziarenek piasku, a zamiast nich można było zauważyć połyskującą niebieska otoczkę. Początkowo nikt nie zwrócił uwagi na ten fakt, lecz po kilku chwilach wszyscy ludzie znajdujący się w pomieszczeniu zauważyli zmianę. Matka najpierw otworzyła oczy ze zdziwienia, a następnie zakryła usta dłońmi. Monique siedziała niewzruszona, jakby doskonale wiedziała co za chwilkę się wydarzy.
- Co ty sobie wyobrażasz! Doskonale wiesz, że nigdy nie pozwoliłabym żadnemu z moich dzieci, a już na pewno tobie na tatuaż. Jesteśmy szanowaną rodziną, a ty wykręcasz taki numer. Tytułujesz sobie oczy. Co za wstyd, co za wstyd. Kiedy ty na to wszystko znalazłaś czas? Czy jestem aż tak złą matką, żeby skazywać mnie na takie cierpienie? – kobieta złapała się za głowę i chodząc w kółko zaczęła targać się za włosy.
Lydia ze zdziwieniem wstała z łóżka i podeszła od niewielkiego lustra zawieszonego na przeciwległej ścianie. Zanim dziewczyna zdążyła dojść do wyznaczonego sobie celu, jej źrenice zdążyły przyzwyczaić się do panującego świata i tym samym zdążyły zasłonić połyskującą otoczkę.
- O co ci chodzi? Znowu  coś sobie wymyślasz. Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że mam prawie dwadzieścia lat i dość twoich oskarżeń. Głęboko w poważaniu mam twoich znajomych i sąsiadów. Daj mi w końcu podejmować decyzje za siebie, kiedy ty zrozumiesz, że nie jestem już od ciebie zależna. Mam swoje życie i nie mam zamiaru się podporządkowywać tak jak Mony. Nigdy mnie nie akceptowałaś, zawsze byłam tą najgorszą. Zrozum nie jestem już dzieckiem i czasem mam prawo popełnić jakiś błąd. Każdemu się zdarza. A nie przepraszam, ty jesteś tą najdoskonalszą, tobie zawsze wszystko wychodzi. – wykrzyczała matce w twarz.  Kobieta zareagowała impulsywnie i spoliczkowała starszą z córek, pozostawiając na jej twarzy zaczerwieniony odcisk jej dłoni.
- Nie mów do mnie tak. Zawdzięczasz mi wszystko. Gdyby nie ja, nigdy nie doszłabyś tak daleko. Masz wszystko. Urodę. Mądrość. I co najważniejsze zainteresowanie najlepszymi partiami w całym kraju. Gdyby nie ja już dawno skończyłabyś jako tania dziwka. To, że Jeremy cię rozpuścił jak dziadowski bicz nie oznacza, że możesz sobie pozwalać na wszystko. Od dziś koniec. Będziesz porządną dziewczyną, tak jak przystało na damy waszego pokroju. Bierz przykład z siostry. Jej można zaufać, potrafi korzystać z tego co dla niej zrobiłam i co najważniejsze okazuje mi należyty szacunek, młoda damo – powiedziała z wściekłością matka do córki, o czym złapała dziewczynę za włosy i rzuciła na łóżko. – Zbieraj się. Czekamy na dole – po tych słowach wyszła z sali pozostawiając poniżoną córkę leżącą na szpitalnym łóżku. Monique choć bardzo chciała zostać z siostrą i ją pocieszyć, nie mogła przeciwstawić się surowej matce.

*****

Lydia po przestąpieniu progu domu od razu chciała zaszyć się w swoim pokoiku na poddaszu wypełnionym po sufit lalkami. Dziewczyna gdy miała jakiś problem uwielbiała chować się w pomieszczeniu z jej zabawkami z dzieciństwa. Nikt nigdy nie odkrył jej kryjówki, którą stworzyła za różowym domkiem dla lalek. Niestety tym razem nie dane jej było przemyśleć i odpocząć. W chwili gdy matka weszła do domu postanowiła dać upust swoim emocjom.
- Lydia do salonu! – wykrzyczała na pół domu, jakby chciała jeszcze bardziej poniżyć pierworodną córkę. Służba jak na zawołanie ulotniła się z zasięgu wzroku domowników. Nastolatka jak przystało na dobrze wychowane dziecko usłuchała rozkazu matki i udała się do ogromnego pokoju urządzonego w stylu neobarokowym. Zielone ściany mogłyby przyprawić niejednego człowieka o zawrót głowy gdyby nie połączenie ich z meblami w złotym kolorze. Na ścianach wisiało pełno portretów członków rodziny.
- Mamo, nie wiem co mam ci powiedzieć. Stało się. Nie chciałam, każdemu może się zdarzyć. Przecież to nic takiego, samochód nie był aż tak drogi – zaczęła tłumaczyć się Lydia.
- Nie bądź głupia. Nie chodzi tutaj o te kilkaset kilogramów złomu, a bo to mamy mało samochodów? Tutaj chodzi o coś więcej, o poważanie. Tyle lat pracowałam nad zbudowanie dobrego imienia naszej rodziny, tyle pokoleń potrafiło się należycie zachowywać. Nazwisko Hall jest znane w całym kraju, a ty masz czelność prowadzić się jak jakaś prostytutka. Tak, od zawsze byłam łaskawsza dla Monique, ale ona potrafiła to wykorzystać w dobrym kierunku. Nigdy nie przypuszczałam, że ojciec tak cię wychowa. Nie potrzebnie zgadzałam się na podział obowiązków w domu. Gdybym to ja mogła wychowywać was dwie byłabyś dobrym dzieckiem.
- Słucham? Jak to mogłabyś wychowywać nas dwie? Przepraszam bardzo, a kto ci zabronił? Zawsze miałaś mnie w nosie, Monique to, Monique tamto, a ja? A ja byłam zawsze ta grosza. Gdyby nie tata to nie miałabym nic. On zawsze stawał po mojej stronie, gdy coś mi nie wychodziło potrafiłaś tylko krzyczeć. Nigdy szczerze ze mną nie porozmawiałaś. Co ja ci takiego zrobiłam? Kiedy aż tak cię skrzywdziłam, że przestałaś mnie kochać. A może nigdy mnie nie kochałaś. Teraz jest odpowiedni moment. Mów śmiało, już nic mnie nie zdziwi. 
- Sama tego chciałaś. Sądzisz, że ja jako kobieta pracująca miałam czas na wychowywanie dwóch córek jednocześnie. Ja opiekowałam się Monique, a tobą ojciec i babcia.  Z czasem gdy mieszkałam w tym domu coraz częściej dochodziło do kłótni pomiędzy mną, a Oliwią. Gdy podrosłyście nie mogłam już patrzeć jak moja teściowa się tobą zajmuje, było już za późno. Nienawiść którą żywiłam do twojej babci przeniosła się na ciebie. Później na świat przeszedł Oliwier poświęciłam czas dla twojego rodzeństwa, a ty zostałaś sama sobie. Sądziłam, że czas leczy rany, ale nie potrafiłam cieszyć się twoimi sukcesami. – przerwała, patrzyła zaczerwienionymi oczyma ma Lydię, która siedziała niewzruszona. – Przepraszam – wydusiła w końcu.
- Nie czas na przeprosiny – Lydia powiedziała bez jakichkolwiek emocji i wyszła z salonu zostawiwszy zapłakaną matkę samą sobie.

*****

Dopiero teraz Lydia uświadomiła sobie, że jej dotychczasowe życie nie miało jakiegokolwiek celu. Choć nie była świadoma za uszczelka cenę dążyła do stania się dziewczyną z łatką bogatej i głupiutkiej bogaczki. Wszystkie rzeczy, które do tej pory sprawiały dziewczynie sen z powiek, po wypadku straciły na wartości. To co się z nią działo nie było normalne.
Lydia siedziała w swoim pokoju i przeglądała kartę informacyjną z jej krótkiego pobytu w szpitalu. Nastolatka swego czasu interesowała się medycyną, więc nie miała trudności z odszyfrowaniem wszystkich zapisów. Według informacji zawartych w karcie wynikało, że dziewczyna miała wiele obrażeń ciętych skóry i uraz wewnętrzny, którego nie miała prawa przeżyć. Złamane dwa żebra, które poprawnie zrosły się w  przeciągu niecałej godziny. Zmęczona całym dniem opadła bezwładnie na łóżko i w przeciągu chwili odpłynęła.
Nie było jej pisany przespać chociażby dziesięciu minut, bo Monique jej młodsza siostra postanowiła odwiedzić poszkodowaną w dzisiejszym wypadku bliźniaczkę.
- Co ty tutaj robisz – wykrzyczała zaspana Lydia. – Totalnie ci odbiło. Jestem zmęczona. Wynocha! – dodała moszcząc się wygodnie  pościeli.
- Zapomnij. Musimy pogadać. Dużo czytałam w Internecie o tym twoim dziwnym samowyleczeniu. Sporo tego, ale znalazłam kilka sensowych wyjaśnień. Od razu mówię, że masz się nie śmiać. Siedziałam dobrą godzinę i nie mam zamiaru tak szybko się spławić. Pierwsza opcja. Jesteś zombie. Umarłaś w wyniku poniesionych obrażeń i teraz jesteś żywym trupem, to byłoby dość logiczne, ale wydajesz się być dość człowiecza, więc chyba możemy skreślić ten podpunkt z mojej listy.
Monique paplała jak najęta, nie dając dojść do słowa swojej bliźniaczce. Chwilę pomruczała coś pod nosem i skreśliła kilka linijek ze swojej listy. Lydia przyglądała się jak oczy Monique błyszczą spod ekscytowania.
- Kolejna opcja, to raczej  science fiction. Uleczyłaś się za pomocą jakiegoś serum podanego przez zabójczo przystojnego lekarza, no może pielęgniarza, bo rzadko kiedy zdarzają się jacyś naprawdę młodzi i przystojni lekarze. Wiesz, dał ci jakiś lek, który w błyskawicznym tempie uleczył twoje rany – Monique skończyła swoją przemowę i spojrzała na zanudzoną twarz Lydii. Skreśliła kolejny podpunkt i zwróciła się do siostry. – Tak, wiem, że to raczej niemożliwe, ale uwierz mi to co się stało z tobą nie było niczym normalnym. Hmm.. pozostał nam jeszcze jeden wariant, które według mnie jest najnormalniejszy, jeśli tak można to nazwać – po tych słowach ucichła i czekała, aż siostra da jej pozwolenie, bądź jaką odpowiedź.
- Jeśli masz zamiar opowiadać o wampirach, wilkołakach czy innych czarownicach to wiedź, że własnoręcznie cię wyrzucę za drzwi – zagroziła Lydia.
- OK, mogę ci obiecać, że nie będę mówić o wampirach, wilkołakach, czarownicach, elfach, goblinach no wiesz o tym wszystkim. Możliwe, że stała się czymś magicznym, jakimś, nie wiem jak to nazwać. Stworem? Tak to może być dobre określenie. Stworem, które samoistne się leczy, no wiesz. Skaleczysz się i od razu rany się goją. Tak jak w tych serialach o wampirach. Fajne by było, taka niezniszczalna Lydia. Może to działa również na mnie, te same geny. Ale najpierw musimy mieć stu procentową pewność, że leczysz się sama. To możemy sprawdzić, nawet teraz – po tych słowach wyciągnęła z kieszeni zmiętoloną chusteczkę z której wyciągnęła ostrą żyletkę. –Tnij, tylko płytko, to nie zostanie blizna.
- Miałaś nie mówić o wampirach! Jesteś walnięta. Nie mam najmniejszego zamiaru ciąć się, aby udowodnić ci, że jestem jakimś wynaturzeniem. Zapomnij, nie jestem psychiczna.
- Zaufaj mi. Musimy spróbować. Nie dam ci spokoju przez całą noc jeśli nie spróbujesz. No dawaj co ci szkodzi. Jedna blizna, po tak poważnym wypadku nie zrobi ci różnicy.
Monique patrzyła na bliźniaczkę błagalnym wzrokiem, jakby od ich doświadczenia miało zależeć czyjeś życie. Młodsza z nastolatek od zawsze była podekscytowana na wiadomość o nowych odkryciach, teraz mogła wypróbować tego na własnej siostrze.
- Przypomina ci, że ja nie mam żadnych blizn, więc jedna w tą czy we w tą robi ogromną różnicę. Robię to tylko dla własnego spokoju, bo padam na twarz. Dość wrażeń jak na jeden dzień. Wiesz, że matka nas zabije jak się o tym dowie.
Przytaknęła głową siostrze i wyciągnęła dłoń z chusteczką w kierunku Lydii. Dziewczyna z niechęcią wzięła od bliźniaczki żyletkę, która miała posłużyć jako eksperymentalne narzędzie. Jednym dość pewnym ruchem przejechała po nadgarstku powodując niewielki wylew krwi. Dziewczyny zareagowała błyskawicznie i chusteczkę, którą do tej pory trzymała Monique przyłożyły do rany Lydii. Odczekały krótką chwilę i pełne obaw odsłoniły zakrwawiony nadgarstek, na którym nie widać było, nawet najmniejszego zadrapania. Pełne nadziei i obaw jak na zawołanie zaczęły się przekrzykiwać.
- To niemożliwe! – skomentowała Lydia.
- Ale czad! – wykrzyczała Monique.

*****

- Dzień dobry, sierżant Morgan Owen. Czy zastałem Lydię Ismenę Hall? – zapytał uprzejmie młody funkcjonariusz.
- Naturalnie, już wołam córkę. Zapraszam niech pan spocznie w kuchni, Lydia za kilka chwil zejdzie do pana, oficerze.
- Sierżancie – poprawił nadal uprzejmy kobietę.
- Proszę mi wybaczyć. To wszystko z tych nerwów. Bardzo bałam się o córkę, to straszne uczucie dowiedzieć się że najstarsze z dzieci uległo tak strasznemu wypadkowi. Lydia ma zaledwie dziewiętnaście lat, to jeszcze dziecko.
- Doskonale panią rozumiem.
- Proszę wybaczyć mi to pytanie, ale czy ma pan swoje dzieci?
- Nic nie szkodzi, może pani pytać o tak drobne sprawy. Nie, nie mam, ale byłem świadkiem wielu wypadków i nie raz rozmawiałem z rodziną poszkodowanych.
- Czyli nie jesteśmy pierwszą rodziną z którą przechodzi pan te wszystkie nudne procedury.
- Niekoniecznie są to nudne procedury. To po prostu moja praca. Jestem pewien, że i nie ostatnią pani Hall.
- Niestety, coraz więcej tych wypadków. Całe szczęście, że Lydia jest już cała i zdrowa. Bardzo kocham swoją córkę i nie wyobrażam sobie bez niej życia Przyniosła mnie i mężowi wiele powodów do dumy, może pan słyszał. Lydia wygrała wiele konkursów literacki, oraz z medycyny i przedmiotów ścisłych. Najlepsza uczennica w prestiżowej szkole.
- Ahh.. tak? Coś obiło mi się o uszy. W takim razie gratuluję tak wzorowo wychowanej córki.
- Dziękuję, Lydia od zawsze wykazywała cechy na dobrego lekarza. Solidna, pracowita i bardzo inteligentna, zresztą za chwileczkę sam się pan przekona. O wilku mowa – powiedziała matka widząc schodzącą ze schodów Lydię. – Zostawiam pana w dobrych rękach oficerze.
- Sierżancie – ponownie funkcjonariusz poprawił kobietę.
- Tak, tak– przytaknęła nie zwracając już uwagi co dokładnie miał na myśli Morgan. – Kochanie pan Owen przyszedł zadać ci kilka pytań w związku z wypadkiem – zwróciła się do córki, a następnie dała jej matczynego buziaka w czoło. – Miło było pana poznać oficerze.
Mężczyzna puścił kolejną pomyłkę mimo uszu i zajął się bacznie przyglądać Lydii, która z niechęci odwzajemniła matczyne czułości. Dziewczyna usiadła naprzeciwko funkcjonariusza i rozpoczęła rozmowę.
- Sadzę, że moja matka wystarczająco namąciła panu w głowie. Postaram się odpowiedzieć szczegółowo na pańskie pytania. Możemy już zacząć, bo nadal jestem zmęczona tym przykrym, wczorajszym wydarzeniem – Lydia rozpoczęła rozmowę.
- Bardzo panią przepraszam,  że nachodzę tak z samego rana, ale czym szybciej dowiemy się o przyczynie wypadku tym lepiej. Może na początku powie pani jak się czuje. Już wszystko dobrze? – zapytała czule Morgan.
- Tak, jest już wszystko OK, to znaczy w porządku. Rany zagoiły się dość szybko, więc jedyną rzeczą, która przypomina mi o wczorajszym wydarzeniu jest brak mojego samochodu na podjeździe – odpowiedziała.
- Jeśli wszystko jest w porządku możemy zaczynać. Przesłuchaliśmy już wczoraj kilka osób, którzy byli bezpośrednimi świadkami pani niefortunnego zderzenia ze ścianą jednego z budynków przy Long Street 21. Według ich zeznać wygląda na to, że bez jakiejkolwiek przyczyny skręciła pani  na chodnik, a następnie doszło do wypadku. Może pani mi wyjaśnić w jakim celu tak pani postąpiła? – zapytał wpatrując się w zagubione oczy Lydii.
- Jechałam na imprezę do mojego przyjaciela Scotta – rozpoczęła.
- Scotta? Potrzebuję jego nazwisko – błyskawicznie przerwał Lydii.
- Edwards.
- Dziękuję, kontynuuj proszę – powiedział Morgan zapisując nazwisko przyjaciela Lydii.
- No, więc jak już wspomniałam jechałam do Scotta. Przejechałam już większą część dzielącej mnie drogi, no i gdy przejeżdżałam, obok tego budynku, ze szklanymi oknami, jejku kompletne wyleciała mi nazwa tej formy z głowy. Wie pan pewnie o którą mi chodzi.
- Multinational Corporation “Golden Compass”– pod powiedział.
- Tak Multinational Corporation “Golden Compass”. Zobaczyłam, że na drodze stoi jakiś mężczyzna, nie chciałam go potrącić, więc czym prędzej odbiłam kierownicę i uderzyłam o coś bardzo mocno, teraz już wiem, że była to ściana supermarketu. Nic więcej nie pamiętam, aż do momentu gdy leżałam w jednej z szpitalnych sal. Podobno ocknęłam się jeszcze kilka razy, ale zupełnie tego nie pamiętam – wytłumaczyła Lydia.
- Rozumiem, a może mi pani opisać wygląd mężczyzny, który stał na jezdni? – zapytał.
- Nie jestem w stu procentach pewna, mogę się mylić. To działo się bardzo szybko. Dość wysoki, wydaje mi się, ze był to brunet, ubrany był w czarną kurtkę, chyba skórzaną, tak to na pewno była skórzana kurtka, jasne spodnie, chyba zielone, bądź niebieskie. Z tego wszystkiego nie pamiętam dokładnie kolorów. Jak tak się teraz panu przyglądam to był bardzo podobny do pana. Jakby brat bliźniak – stwierdziła.
Mężczyzna zmieszał się, ale szybko odzyskał trzeźwość umysłu.
- Tutaj ma pani moją wizytówkę, proszę do mnie zadzwonić za jakąś godzinę, musimy się spotkać i o wszystkim porozmawiać. Niech pani zachowuje się normalnie i niech niczego nie mówi rodzinie, przyjaciołom, nikomu nawet policji. To bardzo ważne, gdy się spotkamy wszystko pani wytłumaczę, teraz muszę już iść. Do zobaczenia – słowa wyrzucał z zaskakująca prędkością, nie dając czasu Lydii nawet otworzyć ust. Po skończeniu odsunął się od stołu, zebrał wszystkie swoje notesy i wyszedł z domu nie zwracając uwagi na idącą w jego kierunku matkę Lydii.
Dziewczyna zdezorientowana siedziała dłuższą chwilę w kuchni i wpatrywała się w krzesło na którym przed chwilą jeszcze siedział funkcjonariusz. Koniec końców wstała i wybiegła na werandę, aby dokończyć zawikłaną rozmowę. Niestety nastolatka się spóźniła i policjant odjeżdżał już radiowozem z jej podjazdu. Nie miała innego wyboru, zmieszana postanowiła, że zaufa mężczyźnie i równo za sześćdziesiąt minut zadzwoni do niego, aby uzyskać więcej informacji.

*****

Lydia od kilku minut próbowała się skontaktować z mężczyzną, który podawał się za policjanta, bo w stu procentach nie był to funkcjonariusz prawa. Z poczty głosowej dowiedziała się, że brunet nazywał się Joseph Smith. Po którejś z kolei próbie połączenia się z Josephem nastolatka odniosła długo wyczekiwany sukces. Lydia usłyszała w słuchawce telefonu męski głos, który należał do bruneta.
- Słucham – rozpoczął rozmowę.
- Z tej strony Lydia Hall – nastolatka burknęła do słuchawki swojego telefonu. – Gdzie i o której? – zapytała bez większych wątpliwości.
- Powiedzmy jutro o siedemnastej. Będę czekał pod twoim domem – zaproponował.
Szok jaki Lydia przeżyła słysząc o propozycji Josepha przerodził się w ogromną energię, którą dziewczyna zamieniła na błyskawiczne podjęcie decyzji.
- Jeśli sądzisz, że wytrzymam całą noc i pół dnia bez jakichkolwiek wyjaśnień, to jesteś w ogromnym błędzie. Dziś, za pół godziny. Nie spóźnij się – rzuciła do słuchawki, po czym bezceremonialnie się rozłączyła.

OD AUTORKI: Moi kochani czytelnicy!
Na wstępie pragnę Was ogromnie przeprosić za aż tak długą zwłokę w publikacji drugiego rozdziału. Sporo rzeczy się uzbierało w ostatnim czasie i kompletnie nie miałam czasu na praktykowanie mojej pasji, czyli pisania! Wyszłam z wprawy i widać to gołym okiem w opowiadaniu, które zatytułowałam "Tajny spisek". To znak, że nie mogę przestawać pisać, mam nadzieję, że z czasem wrócę do mojego poprzedniego stanu i będę mogła publikować rozdziały takiej jakości jak około cztery miesiące temu. Jesień źle na mnie wpływa :( Nie chciałam dalej trzymać Was w niepewności dlatego też dodałam opowiadanko. Niestety blogger płata mi figle i czcionka jest taka jaka jest, postaram się ją naprawić jak najszybciej.

35 komentarzy:

  1. Nie mam zastrzeżeń. :)
    Świetne zakończenie, najlepsze z możliwych.

    ~Ridle

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakładam, że to jest ten chłopak, którego Lydia potrąciła. To znaczy wampir. Jestem ciekawa, co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze. Wampir! :D No kto by się tego spodziewał? Ja na pewno nie... No wiesz. Biorąc pod uwagę nazwę twojego bloga i wgl... XD
    Piszesz bardzo ładnie, ale dlaczego tak krótko? Dobrze, że jeszcze kilka rozdziałów na mnie czeka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) Dziękuję za odpowiedź na moim blogu :3 Twoje opowiadanie już jest u mnie w zakładce Czytelnicy :)
    Świetne rozegranie akcji, choć trochę krótki rozdział. Spodobało mi się ten wampir. Od razu, bez wahania zatopił w niej kły. Wygląda na złego :D
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak myślałam ze będzie to coś z takim wątkiem ;)
    Akcja dzieje się bardzo szybko. Jak dla mnie trochę za szybko. ;)
    http://magiafuego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem wątek był bardziej rozwinięty, ale zdarzenia z kolei przewidywalne. :/ Od początku wiedziałam, że to wampir i nie żeby coś, ale zapewne będą razem (zgaduję!). Fajnie napisane, ale literki są ciut za małe dla moich niepełnosprawnych ocząt. :/
    Pozdrawiam ponownie i uciekam czytać dalej. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Spodobało mi się. Co prawda od początku wiedziałam, że to będzie wampir. Ale mimo wszystko rozdział bardzo mi się spodobał więc lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej!
    Rozdział całkiem fajny i znowu zaskoczyłaś mnie zakończeniem :D Dobrze, że nie muszę czekać na następny rozdział :) No i trochę za krótkie te rozdziały ;)
    Pozdrawiam :**
    Juliet
    PS. Już wcześniej chciałam cię dodać do obserwowanych, ale nie mogłam znaleźć listy na Twoim blogu, taka nieogarnięta ja XD.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak jak się spodziewałam spotkali się jeszcze tej samej nocy :)
    Rozdział fajny, ciekawy ale trochę krótki nawet nie zauważyłam kiedy go skończyłam. Nieźle się wciągnęłam w tego bloga choć przeczytałam tylko 2 rozdziały + prolog.
    Ja tu zaraz umrę z niecierpliwości idę czytać dalej. Sorry, że taki krótki komentarz, lecz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *-*
    Pozdrawiam Syntry
    http://i-ad-tenebras.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam. Wreszcie zawitałaś z powrotem do nas. A co do rozdziału. Hmm... Jak dobrze pamiętam chyba był lekko inny. Podoba mi się ten rozdział.
      Pozdrawiam Syntry
      I-ad-tenebras.blogspot.com

      Usuń
  10. Jeśli rozdziały będą miały taką długość to ja je zdążę nadrobić jeszcze dziś xD Nie zaskoczyło mnie, że ten chłopak był wampirem, bo zaspilerowałam sobie czytając 10-ty rozdział. Ale nie sądziłam, że rzuci się na nią i wbije w nią swoje kły! Wiem, że bohaterka nie umrze, ale to nie zmienia faktu, że jestem ogromnie zaintrygowana następnymi wydarzeniami. Ktoś ją znajdzie? Ktoś to widział?
    Lecę do następnego! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam! :)

    Rozdział jest króciutki, poprzedni też taki był, więc myślę, że uda mi się wszystko nadrobić szybciej, niż myślałam XD

    W sumie wiedziałam, że będą tu wampiry, ponieważ sugeruje to tytuł. XD Nie sądziłam jednak, że tak nagle - ni z gruszki, ni z pietruszki - chłopak się na nią rzuci :o

    Pozdrawiam
    Carmen ;*

    http://ofiara-wrozek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Aaaaaaa to było dobre xD Choć myślałam, że zrobi to inaczej.... a nie tak nagle i chaps :D ^.^ Jestem ciekawa jak to dalejs ie potoczy <3 ale końcówka mega : Ja potrzebuję krwi xD :D <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Skończyła dzień będąc przekąską dla wampira.

    OdpowiedzUsuń
  14. A jednak ten mężczyzna nie zniknął. I jeszcze jest wampirem i zaatakował Lydię.
    Niech Lydia jakoś ucieknie od niego zanim za późno będzie i całą krew z niej wypije.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się zassał to raczej nie ma szans na ucieczkę. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. :)

      Usuń
  15. Witaj! Nominowałam Cię do Liebster Awards. Więcej na http://cosnovego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Zakonczylas fenomenalnie ^^ pierwsze bliskie, nawet bardzo bliskie spotkanie głównej bohaterki z zabojczym wampirem :3 już uwielbiam twojego bloga! :D a jaki hop do przodu odrazu: ja potrzebuje krwi. I buum Lydia podana na tacy ^^ lecę do następnego i licze na rewanż u siebie kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Zaklepuję ;3 Rozdział przeczytany, w wolnym czasie postaram się skomentować ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. No, poprawione idealnie, powiem Ci. :D
    Strasznie się wciągnęłam w ten rozdział. Ba, wydawało mi się, że to dopiero początek, a po chwili koniec! Kocham się tak wczuwać. *-*
    Może i matka Lydi jest okropna, ale z tego co widzę, miała coś na swoje usprawiedliwienie. Tylko nadal wydaje mi się, że to było niesprawiedliwe. No bo w końcu ,,nie miała czasu dla trzech dzieci'' no i uczucia przeszły z babci na córkę... To takie dziwne, bo ona ma siostrę bliźniaczkę XD
    Ooo, ten ,,policjant'' się uroczo speszył, kiedy dziewczyna powiedziała mu, że tamten chłopak ze wczoraj, wygląda jak on. Zwiał i tyle go widziała, haahha :D
    W ogóle kocham ten moment z żyletką! Znaczy no, tą fascynację, kiedy rana się zagoiła. To było takie zabawne. Dziewczyny od razu ,,woow'' i no. Pewnie nie rozumiesz, ale no cóż XD
    No i ta końcówka! Jednak kiedy chce, to potrafi być chamska, hahah. Jetem ciekawa, co wyniknie z tego spotkania za pół godzinki. ^^
    Okej, ja zmykam.
    Buziaki, karmeeleq
    PS. Zapraszam na nowy rozdział;
    kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że zaskoczę Cię jeszcze nie raz :)

      Usuń
  19. Nie jest źle z tym pisaniem po czasie. Minęłaś kilka powtórzeń, ale lepiej mi się czytało. Odniosłam w paru momentach wrażenie, że Lydia tak dość gwałtownie i znikąd wyskakuje nagle z daną reakcją. Dłuuugie rozdziały to to co tygryski lubią najbardziej.
    Mam nadzieję, że domniemany sierżant wyjaśni L. wszystko w zaskakujący sposób :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, już niedługo poznacie prawdę :)

      Usuń
  20. Hejo kochana! Jestem i ja! :3
    Szczerze? Nie lubię mamy Lydii. Tak jakoś... Przechwala się strasznie i wg. xD
    Lubię za to Monique! Chyba nawet jeszcze bardziej niż Lydię! xD
    Hehe. Teraz jestem pewna, że to Joseph jest tym policjantem. Jestem ciekawa, jak będzie przebiegało ich spotkanie i z niecierpliwością czekam na nn!
    Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, cześć!
      Od dawna wiem, że nie przepadasz za główną bohaterką. Zawsze można lubić Mony, tak jak Ty ;) Dzięki za komentarz!

      Usuń
  21. Hey!
    Czytając komentarze innych, mam wrażenie, że coś mnie ominęło... o.o W zasadzie sama mogłam się domyślić, że tamten "sierżant" to był wampir, przez którego Lydia miała wypadek, ale nic nie było o ugryzieniu i zrobili mi spoiler... T.T
    W każdy bądź razie podobał mi się rozdział, nieraz nawet otworzyłam usta, gdy matka tak zaczęła traktować Lydię i jej słowa mogły nieźle zranić jej córkę. Trochę baba przegięła i jest jak typowa bogata, zrzędliwa pozerka, dla której najważniejsze jest idealny wizerunek mądrej, rozważnej i szczęśliwej, poukładanej rodzinki. A co tak naprawdę czuje córka to to jest nieważne. Ważne są pozory. Wiem, coś o tym i nienawidzę takiego sztucznego szczęścia. Po jakimś czasie takiego udawania, człowiek ma dość i gubi się już, co jest prawdą, a co kłamstwem.
    Teraz chciałabym iść dalej, do kolejnego rozdziału, bo jak inni napisali, że (sexy xD) policjant ją ugryzł, a tu nic nie ma... :(
    Ogólnie masz dużo błędów interpunkcyjnych. Nieraz zamiast znaku zapytania jest kropka, a zamiast kropki jest przecinek. Dużo przecinków brakuje, przez co trochę trudniej się czyta. Chyba były trzy literówki nawet i czytając na tablecie widziałam, jakby było nieraz za dużo spacji, ale nie wiem jak jest na komputerze.
    Czekam na ciąg dalszy! Daj go proszę szybciej T.T
    Życzę weny i pozdrawiam!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Dziękuję za długaśny komentarz, bo moim opowiadaniem. Z radością na sercu go czytałam ;) Kolejne opowiadanie jest właśnie w fazie pisania i mam nadzieję, że uda mi się opublikować go już w tym tygodniu.
      Co do fabuły to cieszę się, że Ci się spodobało. Matka jest dość ciężką bohaterką, ale wydaje mi się, że czasem warto wprowadzić taką osobę, która psuje całą bańkę ze szczęściem. Nie może być aż tak wesoło :)
      Nad błędami wciąż staram się zapanować, a jak widać wychodzi różnie. Spacje są tak rozstrzelone ponieważ tekst jest wyjustowany :)
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz, pozdrawiam! :)

      Usuń
  22. Eve, wybacz. Dopiero teraz odnalazłam sie na Twoim blogu. PRzeczytałam prolog, rozdział 1, rozdział 2..muszę powiedzieć, że jestem zaintrygowana jak dalej potoczy się ta historia. Mam swoje przemyślenia i polubiłam bohaterów.. jednak mam jedno 'ale', musisz zwrócić uwagę na to kto mówi - czy to mężczyzna czy kobieta, bo na przykład mówi mężczyzna, a Ty piszesz "mówiłam" (przypadkowy wyraz).
    Do następnego razu,

    Do zobaczenia, kochanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, dziękuję za komentarz. Błędy będę starała się zminimalizować :)

      Usuń
    2. Przepraszam za krótki komentarz, ale na dniach mam egzamin i nie mam zbyt dużo czasu, aby się rozpisywać.
      Pozdrawiam i mam nadzieję, że mi wybaczysz

      Usuń
  23. Witaj.
    Trafiłam tutaj przypadkiem parę dni temu i postanowiłam, że muszę przeczytać rozdziały. Jednak dopiero teraz mi się to udało. Muszę przyznać, że zyskałaś nową czytelniczkę : ) Dlaczego? Podoba mi się Twój styl pisania oraz to, w jaki sposób wcielasz się w bohaterów. Są oni tacy…realni, a nie idealni do bólu. Gratuluję Ci tego. Przy następnym rozdziale rozpiszę się więcej. Obiecuję! Mam nadzieję, że napiszesz niedługo kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Bardzo mnie cieszy Twój komentarz i fakt że jak wspomniałaś zyskałam nową czytelniczkę. Jeszcze większy kop do pracy. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie ukaże się niebawem. Już nad nim pracuję!
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  24. Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Matka Lydii jest okropna i strasznie ją traktuje. Ojciec też nie jest lepszy... rodzice nie powinni faworyzowac swoich dzieci, porównywać ich do siebie, bo to źle odbija się potem na ich charakterze,co zresztą widać. Nie przepadam za Lydia, no ale współczuję jej tego co się stało. Od teraz jest wampirem, tak? xD Scena z zyletka była mistrzowska i w ogóle lubię Monique za jej gadulstwo i roztrzepanie :) Szkoda tylko że tak twardo stoi po stronie matki, bo bliźniaczki raczej powinny trzymać się razem.
    Ciekawe co wyniknie ze spotkania z oficerkiem :D

    OdpowiedzUsuń