Skrzyżowanie przy Long Street od zawsze było atrakcją
turystyczną miasta. Tłumy stały się tam codziennością i nikogo nie dziwiły
samochody zaparkowane w niewłaściwych miejscach. Ludzie z Vatrons uwielbiali
spotykać się z innymi mieszkańcami miasta na kawie z budek samoobsługowych w
parku. Dziś jednak tłumy zebrały się po to, aby obserwować i wymieniać komentarze na temat wypadku.
Gdy słońce całkowicie zaszło za horyzontem karetka
odjeżdżała z poszkodowaną. Wraz z zniknięciem głównej
atrakcji w postaci nastolatki gapie zaczęli się rozchodzić w swoich kierunkach.
Policjant, który do tej pory rozciągał taśmę wokół miejsca wypadku, teraz biegał
i zatrzymywał ludzi, którzy mieli jakiekolwiek informacje na temat zderzenia.
W momencie gdy karetka wjeżdżała na jezdnię Lydia odzyskała na kilkanaście sekund przytomność, miotała rękoma, przez co uderzyła sanitariuszkę prosto w twarz. Lekarze próbowali nawiązać z poszkodowaną jakikolwiek kontakt, lecz czynności życiowe nastolatki odmówiły posłuszeństwa. Aparatury do których była podłączona Lydii wskazywały na zatrzymanie akcji serca. Młody mężczyzna rozpoczął akcję reanimacyjną, która nie dawała, żadnego skutku. Koniec końców udało im się przywrócić Lydię do świata żywych.
- Dziecko, nie rób nam tego więcej – powiedziała
sanitariuszka w średnim wieku po czym wymęczona opadła na podłogę karetki.
Dalszą część drogi pokonali w błyskawicznym tempie i
dopiero gdy wjeżdżali na podjazd, ze szpitala wybiegli kilku lekarzy w białych
kitlach. Drzwi karetki się otworzyły, a serce nastolatki ponowie się
zatrzymało. Lekarze jak na zawołanie przystąpili do reanimacji dziewczyny. Czas
odgrywał tam najważniejszą rolę, a było go coraz mniej. Lydia nie chciała
współgrać z aparaturami i z trudem sanitariuszom udało się przywrócić
odpowiednie krążenie w jej ciele. Pośpiesznie zabrali pokiereszowaną nastolatkę
na salę przyjęć.
- Zadzwoń po Jeremiego Halla. Trzeba go
powiadomić! – wykrzyczała jedna z lekarek do sanitariuszy z karetki.
*****
Jeremy wraz z żoną i córką wbiegli do szpitala
kilka minut po dwudziestej pierwszej. Ich kroki od razu skierowały się do
gabinetu lekarskiego, który był położony w drugim końcu budynku. Na miejscu
spotkali wycieńczonych dwóch lekarzy, którzy na widok trójki od razu
oprzytomnieli. Mężczyźni na pierwszy rzut oka wyglądali na rówieśników, choć po
chwili dało się zobaczyć różnicę wieku.
- Gdzie jest moja córka? – zapytał Jeremy bez żadnego
wstępu.
- Proszę usiąść, wszystko państwu wytłumaczymy –
powiedział uprzejmie młodszy z lekarzy. Kobiety jak na zawołanie opadły na
krzesła obok drzwi, natomiast ojciec nadal stał i czekał na wyjaśnienia.
- Państwa córka miała wypadek samochodowy, z niewyjaśnionych
przyczyn wjechała w ścianę jednego z budynków. Gdy nasi koledzy z ambulansu
przyjechali na miejsce wypadku dziewczyna pozostawała nieprzytomna, lecz w
stanie stabilnym. Po wstępnych oględzinach wydawała się być w dobrym stanie,
jeśli pominąć liczne zadrapania. Panna Hall była poturbowana, miała sporą ilość
nacięć spowodowanych najpewniej odłamkami szkła, choć to dość dziwne zważając
na to, że szyby samochodowe są wykonane ze szkła bezpiecznego. Najgorsze
zaczęło się podczas transportu do szpitala. Dziewczyna dwukrotnie straciła
oddech, narządy wewnętrzne w tym serce przestały funkcjonować. Za pierwszy
razem myśleliśmy, że ją stracimy, za drugim było jeszcze gorzej. Dziewczyna
pozostawała przez dłuższą chwilę w stanie zatrzymania krążenia. Całe szczęście
dwukrotnie z pomocą defibrylatora udało nam się przywrócić państwa córkę do
świata żywych. W szpitalu wszystko się ustabilizowało i z niewyjaśnionych
przyczyn rany zewnętrze zaczęły się goić w niewyjaśnienie szybkim tempie.
- Słucham? To chyba dobrze, czym
szybciej tym lepiej. Chcę się widzieć z córką – powiedziała stanowczo Sybilla.
- To w tej chwili niemożliwe. Pańska córka dużo przeszła, musi odpocząć – odpowiedział nadal
spokojnie starszy lekarz.
- Jak to niemożliwe, chcę się zobaczyć z moją córką.
Czy to jest takie trudne do zrozumienia? Chyba panowie nie wiedzą kim jestem.
Jeśli mówię, że chcę się zobaczyć z moją córką to nie ma takiej opcji że tego
nie zrobię. Na jakiej sali ją znajdę?
- Zaprowadzę państwa, tylko proszę się uspokoić –
odpowiedziała pielęgniarka, która siedziała niezauważona za niewielkim
parawanikiem. – Matt, proszę dokończ za mnie papierkową robotę – ostatnie
zdanie skierowała do młodszego z lekarzy.
Po tych słowach kobieta wyszła z pokoju lekarskiego i
zaczęła lawirować pomiędzy biegającymi dziećmi, które odwiedzały jedną z
pacjentek oddziału. Rodzina Hallów jak na zawołanie ruszyła za młodą
pielęgniarką. Minęli kilkoro drzwi i weszli do niewielkiej sali, na której
stało jedno łóżko – izolatka, urządzona specjalnie dla osób ciężko rannych, bądź
jak było w tym przypadku bogatych. W słabo oświetlonym pomieszczeniu siedziała
skulona nastoletnia Lydia. Na widok rodziców podbiegła i wtuliła się w ramiona
ojca.
- Tak strasznie się o ciebie bałem, od dziś będziesz
jeździła z Tylorem. Brak wyjazdów na własną rękę – wyswobodził się z objęć
córki i pogroził jej palcem. – Nie wiem co ci strzeliło do głowy. Jak mogłaś
się tak narazić? Musisz mi wszystko wyjaśnić, co się tam dokładnie wydarzyło.
- Ależ tato. To był nieszczęśliwy wypadek. Ze mną jest
już wszystko w porządku, więc możesz zabrać mnie do domu. Nic mnie nie boli,
dlatego też nie ma jakiejkolwiek potrzeby na mój dalszy pobyt tutaj –
powiedziała siadając na przygotowanym dla niej łóżku. – Proszę załatw to, abym
mogła wrócić do domu, to wszystko już mnie przytłacza. Za wiele jak na jeden
wieczór. Tatusiu – spojrzała błagalnym wzorkiem na ojca, któremu serce kroiło
się na sam widok wystraszonej córki.
- Kochanie wiesz, że na mnie zawsze możesz liczyć.
Porozmawiamy w domu, pójdę załatwić twój wypis z lekarzem o ile pozwala na to
twój stan zdrowia – po tych słowach ojciec ucałował córkę w czoło i wyszedł z
sali kierując się do gabinetu ordynatora.
- Monique zapal światło, muszę przyjrzeć się tej ofierze
losu – powiedziała matka, zwracają się do młodszej z córek.
– Nie wiem jak mogłaś postąpić tak nierozsądnie. Wyobrażasz sobie w jakim świetle nas stawiasz. Co pomyślą sobie sąsiedzi, moi przyjaciele. Jesteśmy zrujnowani, od dziś każdy będzie wytykać nas palcami. Najgorsze spadnie na mnie i ojca, będą twierdzić, że jesteśmy złymi rodzicami. Od dziś koniec z wszystkimi rozrywkami. Monique zapal światło, bo w tych ciemnościach niewiele widzę, muszę wiedzieć już teraz na ile zabiegów cię zapisać. Nie możesz spotykać się z moimi przyjaciółmi z pociętą twarzą – wykrzyczała rozwścieczona matka.
– Nie wiem jak mogłaś postąpić tak nierozsądnie. Wyobrażasz sobie w jakim świetle nas stawiasz. Co pomyślą sobie sąsiedzi, moi przyjaciele. Jesteśmy zrujnowani, od dziś każdy będzie wytykać nas palcami. Najgorsze spadnie na mnie i ojca, będą twierdzić, że jesteśmy złymi rodzicami. Od dziś koniec z wszystkimi rozrywkami. Monique zapal światło, bo w tych ciemnościach niewiele widzę, muszę wiedzieć już teraz na ile zabiegów cię zapisać. Nie możesz spotykać się z moimi przyjaciółmi z pociętą twarzą – wykrzyczała rozwścieczona matka.
- Nie, nie rób tego. Światło mnie razi – zareagowała
Lydia, gdy bliźniaczka chciała przekręcić włącznik.
- Teraz to razi cię światło, a jak się po pijaku
jechało na potańcówkę to wszystko było w porządku. Nie wiem jak nieodpowiedzialną trzeba być osobą, żeby w ciągu kilkunastu minut upić się do takiego stanu, aby spowodować wypadek. Mam nadzieję, że uda nam się
jakoś przekupić wszystkie redakcje i nie znajdziesz się jutro na pierwszych
stronach gazet, a my razem z tobą jako patologiczna rodzina. Mony kochanie
włącz w końcu te światło. Naprawdę nic nie widzę. Nie zrobię krzywdy twojej
pożal się siostrze – skrytykowała Sybilla.
Monique jak zawsze wierna matce, posłuchała jej prośby
i włączyła światło. Od dziecka była faworyzowana przez matkę, która nie kryła
się z tym, że większą miłością darzy młodszą z sióstr. Blask padający na oczy
Lydii spowodował, że źrenice się zwężyły do wielkości ziarenek piasku, a
zamiast nich można było zauważyć połyskującą niebieska otoczkę. Początkowo nikt
nie zwrócił uwagi na ten fakt, lecz po kilku chwilach wszyscy ludzie znajdujący
się w pomieszczeniu zauważyli zmianę. Matka najpierw otworzyła oczy ze
zdziwienia, a następnie zakryła usta dłońmi. Monique siedziała niewzruszona,
jakby doskonale wiedziała co za chwilkę się wydarzy.
- Co ty sobie wyobrażasz! Doskonale wiesz, że nigdy
nie pozwoliłabym żadnemu z moich dzieci, a już na pewno tobie na tatuaż.
Jesteśmy szanowaną rodziną, a ty wykręcasz taki numer. Tytułujesz sobie oczy.
Co za wstyd, co za wstyd. Kiedy ty na to wszystko znalazłaś czas? Czy jestem aż tak złą matką, żeby skazywać mnie na takie cierpienie? – kobieta złapała się za głowę i chodząc w kółko
zaczęła targać się za włosy.
Lydia ze zdziwieniem wstała z łóżka i
podeszła od niewielkiego lustra zawieszonego na przeciwległej ścianie. Zanim
dziewczyna zdążyła dojść do wyznaczonego sobie celu, jej źrenice zdążyły
przyzwyczaić się do panującego świata i tym samym zdążyły zasłonić połyskującą
otoczkę.
- O co ci chodzi? Znowu coś sobie wymyślasz.
Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że mam prawie dwadzieścia lat i dość twoich
oskarżeń. Głęboko w poważaniu mam twoich znajomych i sąsiadów. Daj mi w końcu
podejmować decyzje za siebie, kiedy ty zrozumiesz, że nie jestem już od ciebie
zależna. Mam swoje życie i nie mam zamiaru się podporządkowywać tak jak Mony.
Nigdy mnie nie akceptowałaś, zawsze byłam tą najgorszą. Zrozum nie jestem już
dzieckiem i czasem mam prawo popełnić jakiś błąd. Każdemu się zdarza. A nie przepraszam,
ty jesteś tą najdoskonalszą, tobie zawsze wszystko wychodzi. – wykrzyczała
matce w twarz. Kobieta zareagowała impulsywnie i spoliczkowała starszą z
córek, pozostawiając na jej twarzy zaczerwieniony odcisk jej dłoni.
- Nie mów do
mnie tak. Zawdzięczasz mi wszystko. Gdyby nie ja, nigdy nie doszłabyś tak
daleko. Masz wszystko. Urodę. Mądrość. I co najważniejsze zainteresowanie
najlepszymi partiami w całym kraju. Gdyby nie ja już dawno skończyłabyś jako
tania dziwka. To, że Jeremy cię rozpuścił jak dziadowski bicz nie oznacza, że
możesz sobie pozwalać na wszystko. Od dziś koniec. Będziesz porządną
dziewczyną, tak jak przystało na damy waszego pokroju. Bierz przykład z
siostry. Jej można zaufać, potrafi korzystać z tego co dla niej zrobiłam i co
najważniejsze okazuje mi należyty szacunek, młoda damo – powiedziała z
wściekłością matka do córki, o czym złapała dziewczynę za włosy i rzuciła na
łóżko. – Zbieraj się. Czekamy na dole – po tych słowach wyszła z sali pozostawiając
poniżoną córkę leżącą na szpitalnym łóżku. Monique choć bardzo chciała zostać z
siostrą i ją pocieszyć, nie mogła przeciwstawić się surowej matce.
*****
Lydia po przestąpieniu progu domu od razu chciała
zaszyć się w swoim pokoiku na poddaszu wypełnionym po sufit lalkami. Dziewczyna
gdy miała jakiś problem uwielbiała chować się w pomieszczeniu z jej zabawkami z
dzieciństwa. Nikt nigdy nie odkrył jej kryjówki, którą stworzyła za różowym
domkiem dla lalek. Niestety tym razem nie dane jej było przemyśleć i odpocząć.
W chwili gdy matka weszła do domu postanowiła dać upust swoim emocjom.
- Lydia do salonu! – wykrzyczała na pół domu, jakby
chciała jeszcze bardziej poniżyć pierworodną córkę. Służba jak na zawołanie
ulotniła się z zasięgu wzroku domowników. Nastolatka jak przystało na dobrze
wychowane dziecko usłuchała rozkazu matki i udała się do ogromnego pokoju
urządzonego w stylu neobarokowym. Zielone ściany mogłyby przyprawić niejednego
człowieka o zawrót głowy gdyby nie połączenie ich z meblami w złotym kolorze.
Na ścianach wisiało pełno portretów członków rodziny.
- Mamo, nie wiem co mam ci powiedzieć. Stało się. Nie
chciałam, każdemu może się zdarzyć. Przecież to nic takiego, samochód nie był
aż tak drogi – zaczęła tłumaczyć się Lydia.
- Nie bądź głupia. Nie chodzi tutaj o te kilkaset
kilogramów złomu, a bo to mamy mało samochodów? Tutaj chodzi o coś więcej, o
poważanie. Tyle lat pracowałam nad zbudowanie dobrego imienia naszej rodziny, tyle pokoleń potrafiło się należycie zachowywać. Nazwisko Hall jest znane w całym kraju, a ty masz czelność prowadzić się jak
jakaś prostytutka. Tak, od zawsze byłam łaskawsza dla Monique, ale ona
potrafiła to wykorzystać w dobrym kierunku. Nigdy nie przypuszczałam, że ojciec
tak cię wychowa. Nie potrzebnie zgadzałam się na podział obowiązków w domu.
Gdybym to ja mogła wychowywać was dwie byłabyś dobrym dzieckiem.
- Słucham? Jak to mogłabyś wychowywać nas dwie?
Przepraszam bardzo, a kto ci zabronił? Zawsze miałaś mnie w nosie, Monique to,
Monique tamto, a ja? A ja byłam zawsze ta grosza. Gdyby nie tata to nie miałabym
nic. On zawsze stawał po mojej stronie, gdy coś mi nie wychodziło
potrafiłaś tylko krzyczeć. Nigdy szczerze ze mną nie porozmawiałaś. Co ja ci
takiego zrobiłam? Kiedy aż tak cię skrzywdziłam, że przestałaś mnie kochać. A
może nigdy mnie nie kochałaś. Teraz jest odpowiedni moment. Mów śmiało, już nic
mnie nie zdziwi.
- Sama tego chciałaś. Sądzisz, że ja jako kobieta
pracująca miałam czas na wychowywanie dwóch córek jednocześnie. Ja opiekowałam
się Monique, a tobą ojciec i babcia. Z czasem gdy mieszkałam w tym domu
coraz częściej dochodziło do kłótni pomiędzy mną, a Oliwią. Gdy podrosłyście
nie mogłam już patrzeć jak moja teściowa się tobą zajmuje, było już za późno.
Nienawiść którą żywiłam do twojej babci przeniosła się na ciebie. Później na
świat przeszedł Oliwier poświęciłam czas dla twojego rodzeństwa, a ty zostałaś
sama sobie. Sądziłam, że czas leczy rany, ale nie potrafiłam cieszyć się twoimi
sukcesami. – przerwała, patrzyła
zaczerwienionymi oczyma ma Lydię, która siedziała niewzruszona. – Przepraszam –
wydusiła w końcu.
- Nie czas na przeprosiny – Lydia powiedziała bez
jakichkolwiek emocji i wyszła z salonu zostawiwszy zapłakaną matkę samą sobie.
*****
Dopiero teraz Lydia uświadomiła sobie, że jej
dotychczasowe życie nie miało jakiegokolwiek celu. Choć nie była świadoma za
uszczelka cenę dążyła do stania się dziewczyną z łatką bogatej i głupiutkiej
bogaczki. Wszystkie rzeczy, które do tej pory sprawiały dziewczynie sen z
powiek, po wypadku straciły na wartości. To co się z
nią działo nie było normalne.
Lydia siedziała w swoim pokoju i przeglądała kartę informacyjną z jej krótkiego pobytu w szpitalu. Nastolatka swego czasu interesowała się medycyną, więc nie miała trudności z odszyfrowaniem wszystkich zapisów. Według informacji zawartych w karcie wynikało, że dziewczyna miała wiele obrażeń ciętych skóry i uraz wewnętrzny, którego nie miała prawa przeżyć. Złamane dwa żebra, które poprawnie zrosły się w przeciągu niecałej godziny. Zmęczona całym dniem opadła bezwładnie na łóżko i w przeciągu chwili odpłynęła.
Lydia siedziała w swoim pokoju i przeglądała kartę informacyjną z jej krótkiego pobytu w szpitalu. Nastolatka swego czasu interesowała się medycyną, więc nie miała trudności z odszyfrowaniem wszystkich zapisów. Według informacji zawartych w karcie wynikało, że dziewczyna miała wiele obrażeń ciętych skóry i uraz wewnętrzny, którego nie miała prawa przeżyć. Złamane dwa żebra, które poprawnie zrosły się w przeciągu niecałej godziny. Zmęczona całym dniem opadła bezwładnie na łóżko i w przeciągu chwili odpłynęła.
Nie było jej pisany przespać chociażby dziesięciu minut,
bo Monique jej młodsza siostra postanowiła
odwiedzić poszkodowaną w dzisiejszym wypadku bliźniaczkę.
- Co ty tutaj robisz – wykrzyczała zaspana Lydia. –
Totalnie ci odbiło. Jestem zmęczona. Wynocha! – dodała moszcząc się wygodnie
pościeli.
- Zapomnij. Musimy pogadać. Dużo czytałam w Internecie
o tym twoim dziwnym samowyleczeniu. Sporo tego, ale znalazłam kilka sensowych
wyjaśnień. Od razu mówię, że masz się nie śmiać. Siedziałam dobrą godzinę i nie
mam zamiaru tak szybko się spławić. Pierwsza opcja. Jesteś zombie. Umarłaś w
wyniku poniesionych obrażeń i teraz jesteś żywym trupem, to byłoby dość
logiczne, ale wydajesz się być dość człowiecza, więc chyba możemy skreślić ten
podpunkt z mojej listy.
Monique paplała jak najęta, nie dając dojść do słowa
swojej bliźniaczce. Chwilę pomruczała coś pod nosem i skreśliła kilka linijek
ze swojej listy. Lydia przyglądała się jak oczy Monique błyszczą spod
ekscytowania.
- Kolejna opcja, to raczej science fiction.
Uleczyłaś się za pomocą jakiegoś serum podanego przez zabójczo przystojnego
lekarza, no może pielęgniarza, bo rzadko kiedy zdarzają się jacyś naprawdę
młodzi i przystojni lekarze. Wiesz, dał ci jakiś lek, który w błyskawicznym
tempie uleczył twoje rany – Monique skończyła swoją przemowę i spojrzała na
zanudzoną twarz Lydii. Skreśliła kolejny podpunkt i zwróciła
się do siostry. – Tak, wiem, że to raczej niemożliwe, ale uwierz mi to co się
stało z tobą nie było niczym normalnym. Hmm.. pozostał nam jeszcze jeden wariant,
które według mnie jest najnormalniejszy, jeśli tak można to nazwać – po tych
słowach ucichła i czekała, aż siostra da jej pozwolenie, bądź jaką odpowiedź.
- Jeśli masz zamiar opowiadać o wampirach, wilkołakach
czy innych czarownicach to wiedź, że własnoręcznie cię wyrzucę za drzwi –
zagroziła Lydia.
- OK, mogę ci obiecać, że nie będę mówić o wampirach,
wilkołakach, czarownicach, elfach, goblinach no wiesz o tym wszystkim. Możliwe,
że stała się czymś magicznym, jakimś, nie wiem jak to nazwać. Stworem? Tak to
może być dobre określenie. Stworem, które samoistne się leczy, no wiesz.
Skaleczysz się i od razu rany się goją. Tak jak w tych serialach o wampirach.
Fajne by było, taka niezniszczalna Lydia. Może to działa również na mnie, te
same geny. Ale najpierw musimy mieć stu procentową pewność, że leczysz się
sama. To możemy sprawdzić, nawet teraz – po tych słowach wyciągnęła z kieszeni
zmiętoloną chusteczkę z której wyciągnęła ostrą żyletkę. –Tnij, tylko płytko,
to nie zostanie blizna.
- Miałaś nie mówić o wampirach! Jesteś walnięta. Nie
mam najmniejszego zamiaru ciąć się, aby udowodnić ci, że jestem jakimś
wynaturzeniem. Zapomnij, nie jestem psychiczna.
- Zaufaj mi. Musimy spróbować. Nie dam ci spokoju
przez całą noc jeśli nie spróbujesz. No dawaj co ci szkodzi. Jedna blizna, po
tak poważnym wypadku nie zrobi ci różnicy.
Monique patrzyła na bliźniaczkę błagalnym wzrokiem,
jakby od ich doświadczenia miało zależeć czyjeś życie. Młodsza z nastolatek od
zawsze była podekscytowana na wiadomość o nowych odkryciach, teraz mogła
wypróbować tego na własnej siostrze.
- Przypomina ci, że ja nie mam żadnych blizn, więc
jedna w tą czy we w tą robi ogromną różnicę. Robię to tylko dla własnego
spokoju, bo padam na twarz. Dość wrażeń jak na jeden dzień. Wiesz, że matka nas
zabije jak się o tym dowie.
Przytaknęła głową siostrze i wyciągnęła dłoń z
chusteczką w kierunku Lydii. Dziewczyna z niechęcią wzięła od bliźniaczki
żyletkę, która miała posłużyć jako eksperymentalne narzędzie. Jednym dość
pewnym ruchem przejechała po nadgarstku powodując niewielki wylew krwi.
Dziewczyny zareagowała błyskawicznie i chusteczkę, którą do tej pory trzymała
Monique przyłożyły do rany Lydii. Odczekały krótką chwilę i pełne obaw
odsłoniły zakrwawiony nadgarstek, na którym nie widać było, nawet najmniejszego
zadrapania. Pełne nadziei i obaw jak na zawołanie zaczęły się przekrzykiwać.
- To niemożliwe! – skomentowała Lydia.
- Ale czad! – wykrzyczała Monique.
*****
- Dzień dobry, sierżant Morgan Owen. Czy zastałem
Lydię Ismenę Hall? – zapytał uprzejmie młody funkcjonariusz.
- Naturalnie, już wołam córkę. Zapraszam niech pan
spocznie w kuchni, Lydia za kilka chwil zejdzie do pana, oficerze.
- Sierżancie – poprawił nadal uprzejmy kobietę.
- Proszę mi wybaczyć. To wszystko z tych nerwów.
Bardzo bałam się o córkę, to straszne uczucie dowiedzieć się że najstarsze z dzieci
uległo tak strasznemu wypadkowi. Lydia ma zaledwie dziewiętnaście lat, to
jeszcze dziecko.
- Doskonale panią rozumiem.
- Proszę wybaczyć mi to pytanie, ale czy ma pan swoje
dzieci?
- Nic nie szkodzi, może pani pytać o tak drobne
sprawy. Nie, nie mam, ale byłem świadkiem wielu wypadków i nie raz rozmawiałem
z rodziną poszkodowanych.
- Czyli nie jesteśmy pierwszą rodziną z którą
przechodzi pan te wszystkie nudne procedury.
- Niekoniecznie są to nudne procedury. To po prostu
moja praca. Jestem pewien, że i nie ostatnią pani Hall.
- Niestety, coraz więcej tych wypadków. Całe
szczęście, że Lydia jest już cała i zdrowa. Bardzo kocham swoją córkę i nie
wyobrażam sobie bez niej życia Przyniosła mnie i mężowi wiele powodów do dumy,
może pan słyszał. Lydia wygrała wiele konkursów literacki, oraz z medycyny i
przedmiotów ścisłych. Najlepsza uczennica w prestiżowej szkole.
- Ahh.. tak? Coś obiło mi się o uszy. W takim razie
gratuluję tak wzorowo wychowanej córki.
- Dziękuję, Lydia od zawsze wykazywała cechy na dobrego
lekarza. Solidna, pracowita i bardzo inteligentna, zresztą za chwileczkę sam
się pan przekona. O wilku mowa – powiedziała matka widząc schodzącą ze schodów
Lydię. – Zostawiam pana w dobrych rękach oficerze.
- Sierżancie – ponownie funkcjonariusz poprawił
kobietę.
- Tak, tak– przytaknęła nie zwracając już uwagi co
dokładnie miał na myśli Morgan. – Kochanie pan Owen przyszedł zadać ci kilka
pytań w związku z wypadkiem – zwróciła się do córki, a następnie dała jej
matczynego buziaka w czoło. – Miło było pana poznać oficerze.
Mężczyzna puścił kolejną pomyłkę mimo uszu i zajął się
bacznie przyglądać Lydii, która z niechęci odwzajemniła matczyne czułości.
Dziewczyna usiadła naprzeciwko funkcjonariusza i rozpoczęła rozmowę.
- Sadzę, że moja matka wystarczająco namąciła panu w
głowie. Postaram się odpowiedzieć szczegółowo na pańskie pytania. Możemy już
zacząć, bo nadal jestem zmęczona tym przykrym, wczorajszym wydarzeniem – Lydia
rozpoczęła rozmowę.
- Bardzo panią przepraszam, że nachodzę tak z samego
rana, ale czym szybciej dowiemy się o przyczynie wypadku tym lepiej. Może na
początku powie pani jak się czuje. Już wszystko dobrze? – zapytała czule
Morgan.
- Tak, jest już wszystko OK, to znaczy w porządku.
Rany zagoiły się dość szybko, więc jedyną rzeczą, która przypomina mi o
wczorajszym wydarzeniu jest brak mojego samochodu na podjeździe –
odpowiedziała.
- Jeśli wszystko jest w porządku możemy zaczynać.
Przesłuchaliśmy już wczoraj kilka osób, którzy byli bezpośrednimi świadkami
pani niefortunnego zderzenia ze ścianą jednego z budynków przy Long Street 21.
Według ich zeznać wygląda na to, że bez jakiejkolwiek przyczyny skręciła
pani na chodnik, a następnie doszło do wypadku. Może pani mi wyjaśnić w
jakim celu tak pani postąpiła? – zapytał wpatrując się w zagubione oczy Lydii.
- Jechałam na imprezę do mojego przyjaciela Scotta –
rozpoczęła.
- Scotta? Potrzebuję jego nazwisko – błyskawicznie
przerwał Lydii.
- Edwards.
- Dziękuję, kontynuuj proszę – powiedział Morgan
zapisując nazwisko przyjaciela Lydii.
- No, więc jak już wspomniałam jechałam do Scotta.
Przejechałam już większą część dzielącej mnie drogi, no i gdy przejeżdżałam,
obok tego budynku, ze szklanymi oknami, jejku kompletne wyleciała mi nazwa tej
formy z głowy. Wie pan pewnie o którą mi chodzi.
- Multinational
Corporation “Golden Compass”– pod powiedział.
- Tak Multinational
Corporation “Golden Compass”. Zobaczyłam, że na drodze stoi jakiś mężczyzna, nie
chciałam go potrącić, więc czym prędzej odbiłam kierownicę i uderzyłam o coś
bardzo mocno, teraz już wiem, że była to ściana supermarketu. Nic więcej nie
pamiętam, aż do momentu gdy leżałam w jednej z szpitalnych sal. Podobno
ocknęłam się jeszcze kilka razy, ale zupełnie tego nie pamiętam – wytłumaczyła
Lydia.
- Rozumiem, a może mi pani opisać wygląd mężczyzny,
który stał na jezdni? – zapytał.
- Nie jestem w stu procentach pewna, mogę się mylić.
To działo się bardzo szybko. Dość wysoki, wydaje mi się, ze był to brunet,
ubrany był w czarną kurtkę, chyba skórzaną, tak to na pewno była skórzana
kurtka, jasne spodnie, chyba zielone, bądź niebieskie. Z tego wszystkiego nie
pamiętam dokładnie kolorów. Jak tak się teraz panu przyglądam to był bardzo
podobny do pana. Jakby brat bliźniak – stwierdziła.
Mężczyzna zmieszał się, ale szybko odzyskał trzeźwość
umysłu.
- Tutaj ma pani moją wizytówkę, proszę do mnie
zadzwonić za jakąś godzinę, musimy się spotkać i o wszystkim porozmawiać.
Niech pani zachowuje się normalnie i niech niczego nie mówi rodzinie,
przyjaciołom, nikomu nawet policji. To bardzo ważne, gdy się spotkamy wszystko
pani wytłumaczę, teraz muszę już iść. Do zobaczenia – słowa wyrzucał z
zaskakująca prędkością, nie dając czasu Lydii nawet otworzyć ust. Po skończeniu
odsunął się od stołu, zebrał wszystkie swoje notesy i wyszedł z domu nie
zwracając uwagi na idącą w jego kierunku matkę Lydii.
Dziewczyna zdezorientowana siedziała dłuższą chwilę w
kuchni i wpatrywała się w krzesło na którym przed chwilą jeszcze siedział funkcjonariusz. Koniec
końców wstała i wybiegła na werandę, aby dokończyć zawikłaną rozmowę. Niestety
nastolatka się spóźniła i policjant odjeżdżał już radiowozem z jej podjazdu.
Nie miała innego wyboru, zmieszana postanowiła, że zaufa mężczyźnie i równo za
sześćdziesiąt minut zadzwoni do niego, aby uzyskać więcej informacji.
*****
Lydia od kilku minut próbowała się skontaktować z
mężczyzną, który podawał się za policjanta, bo w stu procentach nie był to
funkcjonariusz prawa. Z poczty głosowej dowiedziała się, że brunet nazywał się
Joseph Smith. Po którejś z kolei próbie połączenia się z Josephem nastolatka
odniosła długo wyczekiwany sukces. Lydia usłyszała w słuchawce telefonu męski
głos, który należał do bruneta.
- Słucham – rozpoczął rozmowę.
- Z tej strony Lydia Hall – nastolatka burknęła do
słuchawki swojego telefonu. – Gdzie i o której? – zapytała bez większych
wątpliwości.
- Powiedzmy jutro o siedemnastej. Będę czekał pod
twoim domem – zaproponował.
Szok jaki Lydia przeżyła słysząc o propozycji Josepha
przerodził się w ogromną energię, którą dziewczyna zamieniła na błyskawiczne
podjęcie decyzji.
- Jeśli sądzisz, że wytrzymam całą noc i pół dnia bez
jakichkolwiek wyjaśnień, to jesteś w ogromnym błędzie. Dziś, za pół godziny.
Nie spóźnij się – rzuciła do słuchawki, po czym bezceremonialnie się
rozłączyła.
OD AUTORKI: Moi kochani czytelnicy!
OD AUTORKI: Moi kochani czytelnicy!
Na wstępie pragnę Was ogromnie
przeprosić za aż tak długą zwłokę w publikacji drugiego rozdziału. Sporo
rzeczy się uzbierało w ostatnim czasie i kompletnie nie miałam czasu na
praktykowanie mojej pasji, czyli pisania! Wyszłam z wprawy i widać to
gołym okiem w opowiadaniu, które zatytułowałam "Tajny spisek". To znak,
że nie mogę przestawać pisać, mam nadzieję, że z czasem wrócę do mojego
poprzedniego stanu i będę mogła publikować rozdziały takiej jakości jak
około cztery miesiące temu. Jesień źle na mnie wpływa :( Nie chciałam
dalej trzymać Was w niepewności dlatego też dodałam opowiadanko.
Niestety blogger płata mi figle i czcionka jest taka jaka jest, postaram
się ją naprawić jak najszybciej.
Nie mam zastrzeżeń. :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zakończenie, najlepsze z możliwych.
~Ridle
Zakładam, że to jest ten chłopak, którego Lydia potrąciła. To znaczy wampir. Jestem ciekawa, co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńKurcze. Wampir! :D No kto by się tego spodziewał? Ja na pewno nie... No wiesz. Biorąc pod uwagę nazwę twojego bloga i wgl... XD
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo ładnie, ale dlaczego tak krótko? Dobrze, że jeszcze kilka rozdziałów na mnie czeka!
Hej :) Dziękuję za odpowiedź na moim blogu :3 Twoje opowiadanie już jest u mnie w zakładce Czytelnicy :)
OdpowiedzUsuńŚwietne rozegranie akcji, choć trochę krótki rozdział. Spodobało mi się ten wampir. Od razu, bez wahania zatopił w niej kły. Wygląda na złego :D
Pozdrawiam gorąco :)
Tak myślałam ze będzie to coś z takim wątkiem ;)
OdpowiedzUsuńAkcja dzieje się bardzo szybko. Jak dla mnie trochę za szybko. ;)
http://magiafuego.blogspot.com/
Tym razem wątek był bardziej rozwinięty, ale zdarzenia z kolei przewidywalne. :/ Od początku wiedziałam, że to wampir i nie żeby coś, ale zapewne będą razem (zgaduję!). Fajnie napisane, ale literki są ciut za małe dla moich niepełnosprawnych ocząt. :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ponownie i uciekam czytać dalej. :D
Spodobało mi się. Co prawda od początku wiedziałam, że to będzie wampir. Ale mimo wszystko rozdział bardzo mi się spodobał więc lecę czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńRozdział całkiem fajny i znowu zaskoczyłaś mnie zakończeniem :D Dobrze, że nie muszę czekać na następny rozdział :) No i trochę za krótkie te rozdziały ;)
Pozdrawiam :**
Juliet
PS. Już wcześniej chciałam cię dodać do obserwowanych, ale nie mogłam znaleźć listy na Twoim blogu, taka nieogarnięta ja XD.
Tak jak się spodziewałam spotkali się jeszcze tej samej nocy :)
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, ciekawy ale trochę krótki nawet nie zauważyłam kiedy go skończyłam. Nieźle się wciągnęłam w tego bloga choć przeczytałam tylko 2 rozdziały + prolog.
Ja tu zaraz umrę z niecierpliwości idę czytać dalej. Sorry, że taki krótki komentarz, lecz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału *-*
Pozdrawiam Syntry
http://i-ad-tenebras.blogspot.com/
Witam, witam. Wreszcie zawitałaś z powrotem do nas. A co do rozdziału. Hmm... Jak dobrze pamiętam chyba był lekko inny. Podoba mi się ten rozdział.
UsuńPozdrawiam Syntry
I-ad-tenebras.blogspot.com
Jeśli rozdziały będą miały taką długość to ja je zdążę nadrobić jeszcze dziś xD Nie zaskoczyło mnie, że ten chłopak był wampirem, bo zaspilerowałam sobie czytając 10-ty rozdział. Ale nie sądziłam, że rzuci się na nią i wbije w nią swoje kły! Wiem, że bohaterka nie umrze, ale to nie zmienia faktu, że jestem ogromnie zaintrygowana następnymi wydarzeniami. Ktoś ją znajdzie? Ktoś to widział?
OdpowiedzUsuńLecę do następnego! ;*
Witam! :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest króciutki, poprzedni też taki był, więc myślę, że uda mi się wszystko nadrobić szybciej, niż myślałam XD
W sumie wiedziałam, że będą tu wampiry, ponieważ sugeruje to tytuł. XD Nie sądziłam jednak, że tak nagle - ni z gruszki, ni z pietruszki - chłopak się na nią rzuci :o
Pozdrawiam
Carmen ;*
http://ofiara-wrozek.blogspot.com/
Aaaaaaa to było dobre xD Choć myślałam, że zrobi to inaczej.... a nie tak nagle i chaps :D ^.^ Jestem ciekawa jak to dalejs ie potoczy <3 ale końcówka mega : Ja potrzebuję krwi xD :D <3
OdpowiedzUsuńSkończyła dzień będąc przekąską dla wampira.
OdpowiedzUsuńA jednak ten mężczyzna nie zniknął. I jeszcze jest wampirem i zaatakował Lydię.
OdpowiedzUsuńNiech Lydia jakoś ucieknie od niego zanim za późno będzie i całą krew z niej wypije.
Będę czytać dalej.
Jak się zassał to raczej nie ma szans na ucieczkę. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. :)
UsuńWitaj! Nominowałam Cię do Liebster Awards. Więcej na http://cosnovego.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZakonczylas fenomenalnie ^^ pierwsze bliskie, nawet bardzo bliskie spotkanie głównej bohaterki z zabojczym wampirem :3 już uwielbiam twojego bloga! :D a jaki hop do przodu odrazu: ja potrzebuje krwi. I buum Lydia podana na tacy ^^ lecę do następnego i licze na rewanż u siebie kochana :*
OdpowiedzUsuńZaklepuję ;3 Rozdział przeczytany, w wolnym czasie postaram się skomentować ^^
OdpowiedzUsuńCzekam! :)
UsuńNo, poprawione idealnie, powiem Ci. :D
OdpowiedzUsuńStrasznie się wciągnęłam w ten rozdział. Ba, wydawało mi się, że to dopiero początek, a po chwili koniec! Kocham się tak wczuwać. *-*
Może i matka Lydi jest okropna, ale z tego co widzę, miała coś na swoje usprawiedliwienie. Tylko nadal wydaje mi się, że to było niesprawiedliwe. No bo w końcu ,,nie miała czasu dla trzech dzieci'' no i uczucia przeszły z babci na córkę... To takie dziwne, bo ona ma siostrę bliźniaczkę XD
Ooo, ten ,,policjant'' się uroczo speszył, kiedy dziewczyna powiedziała mu, że tamten chłopak ze wczoraj, wygląda jak on. Zwiał i tyle go widziała, haahha :D
W ogóle kocham ten moment z żyletką! Znaczy no, tą fascynację, kiedy rana się zagoiła. To było takie zabawne. Dziewczyny od razu ,,woow'' i no. Pewnie nie rozumiesz, ale no cóż XD
No i ta końcówka! Jednak kiedy chce, to potrafi być chamska, hahah. Jetem ciekawa, co wyniknie z tego spotkania za pół godzinki. ^^
Okej, ja zmykam.
Buziaki, karmeeleq
PS. Zapraszam na nowy rozdział;
kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
Serdecznie dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że zaskoczę Cię jeszcze nie raz :)
UsuńNie jest źle z tym pisaniem po czasie. Minęłaś kilka powtórzeń, ale lepiej mi się czytało. Odniosłam w paru momentach wrażenie, że Lydia tak dość gwałtownie i znikąd wyskakuje nagle z daną reakcją. Dłuuugie rozdziały to to co tygryski lubią najbardziej.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że domniemany sierżant wyjaśni L. wszystko w zaskakujący sposób :D
Dzięki za komentarz, już niedługo poznacie prawdę :)
UsuńHejo kochana! Jestem i ja! :3
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie lubię mamy Lydii. Tak jakoś... Przechwala się strasznie i wg. xD
Lubię za to Monique! Chyba nawet jeszcze bardziej niż Lydię! xD
Hehe. Teraz jestem pewna, że to Joseph jest tym policjantem. Jestem ciekawa, jak będzie przebiegało ich spotkanie i z niecierpliwością czekam na nn!
Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
Maggie
Cześć, cześć!
UsuńOd dawna wiem, że nie przepadasz za główną bohaterką. Zawsze można lubić Mony, tak jak Ty ;) Dzięki za komentarz!
Hey!
OdpowiedzUsuńCzytając komentarze innych, mam wrażenie, że coś mnie ominęło... o.o W zasadzie sama mogłam się domyślić, że tamten "sierżant" to był wampir, przez którego Lydia miała wypadek, ale nic nie było o ugryzieniu i zrobili mi spoiler... T.T
W każdy bądź razie podobał mi się rozdział, nieraz nawet otworzyłam usta, gdy matka tak zaczęła traktować Lydię i jej słowa mogły nieźle zranić jej córkę. Trochę baba przegięła i jest jak typowa bogata, zrzędliwa pozerka, dla której najważniejsze jest idealny wizerunek mądrej, rozważnej i szczęśliwej, poukładanej rodzinki. A co tak naprawdę czuje córka to to jest nieważne. Ważne są pozory. Wiem, coś o tym i nienawidzę takiego sztucznego szczęścia. Po jakimś czasie takiego udawania, człowiek ma dość i gubi się już, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Teraz chciałabym iść dalej, do kolejnego rozdziału, bo jak inni napisali, że (sexy xD) policjant ją ugryzł, a tu nic nie ma... :(
Ogólnie masz dużo błędów interpunkcyjnych. Nieraz zamiast znaku zapytania jest kropka, a zamiast kropki jest przecinek. Dużo przecinków brakuje, przez co trochę trudniej się czyta. Chyba były trzy literówki nawet i czytając na tablecie widziałam, jakby było nieraz za dużo spacji, ale nie wiem jak jest na komputerze.
Czekam na ciąg dalszy! Daj go proszę szybciej T.T
Życzę weny i pozdrawiam!! :)
Cześć!
UsuńDziękuję za długaśny komentarz, bo moim opowiadaniem. Z radością na sercu go czytałam ;) Kolejne opowiadanie jest właśnie w fazie pisania i mam nadzieję, że uda mi się opublikować go już w tym tygodniu.
Co do fabuły to cieszę się, że Ci się spodobało. Matka jest dość ciężką bohaterką, ale wydaje mi się, że czasem warto wprowadzić taką osobę, która psuje całą bańkę ze szczęściem. Nie może być aż tak wesoło :)
Nad błędami wciąż staram się zapanować, a jak widać wychodzi różnie. Spacje są tak rozstrzelone ponieważ tekst jest wyjustowany :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarz, pozdrawiam! :)
Eve, wybacz. Dopiero teraz odnalazłam sie na Twoim blogu. PRzeczytałam prolog, rozdział 1, rozdział 2..muszę powiedzieć, że jestem zaintrygowana jak dalej potoczy się ta historia. Mam swoje przemyślenia i polubiłam bohaterów.. jednak mam jedno 'ale', musisz zwrócić uwagę na to kto mówi - czy to mężczyzna czy kobieta, bo na przykład mówi mężczyzna, a Ty piszesz "mówiłam" (przypadkowy wyraz).
OdpowiedzUsuńDo następnego razu,
Do zobaczenia, kochanie
Witaj, dziękuję za komentarz. Błędy będę starała się zminimalizować :)
UsuńPrzepraszam za krótki komentarz, ale na dniach mam egzamin i nie mam zbyt dużo czasu, aby się rozpisywać.
UsuńPozdrawiam i mam nadzieję, że mi wybaczysz
Witaj.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj przypadkiem parę dni temu i postanowiłam, że muszę przeczytać rozdziały. Jednak dopiero teraz mi się to udało. Muszę przyznać, że zyskałaś nową czytelniczkę : ) Dlaczego? Podoba mi się Twój styl pisania oraz to, w jaki sposób wcielasz się w bohaterów. Są oni tacy…realni, a nie idealni do bólu. Gratuluję Ci tego. Przy następnym rozdziale rozpiszę się więcej. Obiecuję! Mam nadzieję, że napiszesz niedługo kolejny rozdział.
Pozdrawiam!
Cześć!
UsuńBardzo mnie cieszy Twój komentarz i fakt że jak wspomniałaś zyskałam nową czytelniczkę. Jeszcze większy kop do pracy. Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie ukaże się niebawem. Już nad nim pracuję!
Pozdrawiam serdecznie.
Czekam na następny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMatka Lydii jest okropna i strasznie ją traktuje. Ojciec też nie jest lepszy... rodzice nie powinni faworyzowac swoich dzieci, porównywać ich do siebie, bo to źle odbija się potem na ich charakterze,co zresztą widać. Nie przepadam za Lydia, no ale współczuję jej tego co się stało. Od teraz jest wampirem, tak? xD Scena z zyletka była mistrzowska i w ogóle lubię Monique za jej gadulstwo i roztrzepanie :) Szkoda tylko że tak twardo stoi po stronie matki, bo bliźniaczki raczej powinny trzymać się razem.
OdpowiedzUsuńCiekawe co wyniknie ze spotkania z oficerkiem :D